"Od zawsze miałam bardzo bliską więź z moim synem. Byłam dla niego nie tylko matką, ale i doradczynią, przewodniczką, osobą, na której zawsze mógł polegać. Wychowywałam go najlepiej, jak potrafiłam, uczyłam go szacunku do starszych, zasad życia, które uważam za słuszne. Do niedawna moje zdanie było dla niego święte – liczył się z moimi radami, zasięgał mojej opinii w ważnych sprawach i nigdy nie podjąłby istotnej decyzji bez konsultacji ze mną. Niestety, wszystko to zmieniło się, odkąd się ożenił".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Syn się zmienił, gdy się ożenił
Nie twierdzę, że syn nie powinien mieć własnego życia, wręcz przeciwnie – pragnęłam dla niego szczęścia, spełnienia i miłości. Jednak nie sądziłam, że założenie własnej rodziny oznaczać będzie całkowite odsunięcie mnie na boczny tor. Jego żona, chociaż z początku sprawiała wrażenie miłej dziewczyny, szybko pokazała, kto tak naprawdę będzie rządził w ich związku. To ona przejęła kontrolę nad jego decyzjami, to ona wyznacza kierunek ich życia, a mnie, jego matkę, traktuje jak niepotrzebny dodatek.
Nie mogę już nawet liczyć na to, że syn posłucha moich rad, bo zanim podejmie jakąkolwiek decyzję, najpierw patrzy na swoją żonę. To ona kiwa głową, aprobując lub negując, a on ślepo podąża za jej wskazówkami. Kiedyś omawialiśmy ze sobą wszystko – od drobnych spraw codziennych, przez decyzje zawodowe, aż po kwestie rodzinne. Dzisiaj, jeśli próbuję mu coś doradzić, albo słyszę zdawkowe „zobaczymy”, albo – co gorsza – niezgodę, bo „tak się z żoną umówili”. Nie ma w tym wszystkim miejsca dla mnie. Wygląda to tak, jakby lata mojego wychowania, troski i poświęceń poszły na marne. Jakby syn zapomniał, komu zawdzięcza to, kim jest dzisiaj.
Canva
Moje zdanie już się nie liczy
Najbardziej boli mnie to, że nawet w kwestiach dotyczących naszej rodziny jestem traktowana jak ktoś nieistotny. Święta, spotkania rodzinne, decyzje dotyczące wspólnych spraw – wszystko teraz przechodzi przez filtr jego żony. Jeśli jej coś nie pasuje, syn automatycznie rezygnuje, nawet jeśli wcześniej mówił, że mu zależy.
Na przykład w tym roku chciałam, żebyśmy wszyscy spędzili Wigilię w naszym domu tak jak zawsze. Przez całe życie to było nasze rodzinne święto, pełne tradycji, ciepła i wspólnych wspomnień. A syn na to:
Musimy być u teściów, tak się umówiliśmy.
I koniec tematu. Nie było żadnej dyskusji, żadnego liczenia się z moim zdaniem. Nie chcę być źle zrozumiana – nie chodzi mi o to, że syn nie powinien kierować się żoną. Małżeństwo to przecież partnerstwo. Ale to nie może oznaczać, że jego rodzina przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Że matka, która poświęciła tyle lat na jego wychowanie, teraz jest kimś, kto nie zasługuje nawet na to, by być brana pod uwagę.
Nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Czuję się odsunięta, niepotrzebna, wręcz wykluczona. Nie chcę walczyć z jego żoną ani wprowadzać konfliktu, ale boli mnie ta zmiana i nie potrafię się z nią pogodzić.
Z poważaniem, Elżbieta