"Mojego syna w dzieciństwie i okresie dojrzewania nie szło sprowadzić do domu z powrotem. Najchętniej cały czas spędzałby na dworze z kolegami albo u nich w domu. W naszym nie posiedział dłużej, niż godzinę. Wielokrotnie wołałam go do domu i nic. W końcu schodziłam po niego i wypytywałam, nazywając kochanym synusiem przy kolegach, aby wreszcie nauczył się punktualności. Niestety, to się obróciło przeciwko mnie, gdy dorósł".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Mój syn to niezłe ziółko
Mam syna Michała, który w dzieciństwie i młodości był duszą towarzystwa. Teraz nieco powstrzymał się od ciągłych imprez i wielogodzinnych spotkań z kolegami. Jednak pamiętam, jak się martwiłam, kiedy kazałam mu wracać o 19:00, a jego nie było nawet i kilka godzin po wyznaczonym czasie.
Moje próby tłumaczenia mu, prośby i zakazy nie pomagały. Wiecznie gubił zegarki, a nie było wtedy tak rozwiniętych telefonów, jak teraz. Tak więc kilka razy zdarzyło mi się, że szłam za nim i go szukałam. W końcu nie wiedziałam, co zrobić i zrobiłam jedyną rzecz, jaka mi przyszła do głowy.
Pewnego razu, jak spóźniał się już pół godziny, poszłam za nim. Znalazłam go w piwnicy w bloku, jak siedział z kolegami. Wtedy niewiele myśląc, mówiłam do nich i do niego, że już 19:00 minęła i mój ukochany synuś musi wracać do domu. Działało, bo Michał zawstydzony wracał potulnie.
Wiem, że koledzy się z niego śmiali, a syn robił mi o to wyrzuty, ale ja byłam niewzruszona. W końcu po kilku takich sytuacjach zaczął wracać punktualnie do domu. O całej sprawie zapomniałam na lata. Jednak jak się niedawno boleśnie o tym przekonałam, mój syn niestety nie.
Narobił mi obciachu przed wszystkimi ludźmi
Ostatnio moja koleżanka z pracy urządziła pożegnanie w knajpie z okazji przejścia na emeryturę. Miałyśmy siedzieć kilka godzin popołudniowych, ale się trochę zeszło. Umówiłam się z synem, że odbierze mnie koło godziny 18:00, ale mieliśmy pozostać w kontakcie, jakby co.
Jednak mój Michał po godzinie 21:00 wszedł do lokalu i na cały donośny i głośny głos oznajmił, że już 19:00 minęła i jego ukochana mamusia musi wracać do domu. Użył bardzo podobnych słów, których ja w jego dzieciństwie. Wszyscy ludzie w lokalu się odwracali i patrzyli na mnie, patrząc, co to za mamusia musi wracać do domu po 21:00.
Z kolei ja czerwona na twarzy, jak piwonia szybko się zebrałam i ze wzrokiem utkwionym w podłogę poszłam za synem. Wszyscy się śmiali pod nosem, słyszałam też kilka komentarzy. Mój syn z kolei powiedział mi, że latami czekał na to, aby mi się odpłacić za czasy dzieciństwa. Trzeba mu przyznać, wyszło mu to tak, jak nic innego.
Irena