"Kiedy wzięłam ślub z Adamem, wiedziałam, że ma dorosłą córkę z pierwszego małżeństwa. Była niezależna, miała swoje życie, swoje plany, wszystko wydawało się poukładane. Aż do momentu, gdy nagle doszła do wniosku, że nasze mieszkanie to idealne miejsce… dla niej".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
"Przecież się pomieścimy"
Zawsze miałam z nią poprawne relacje. Spotykaliśmy się na rodzinnych obiadach, dzwoniliśmy do siebie przy okazji świąt, nigdy nie było żadnych dramatów. Dlatego kiedy zadzwoniła do mojego męża z prośbą o "ważną rozmowę", byłam przekonana, że chodzi o coś naprawdę istotnego.
No bo wiecie, niedawno się rozwiodłam…
– zaczęła, a my już wiedzieliśmy, dokąd to zmierza.
Okazało się, że ma dosyć wynajmowania kawalerki i uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie… przeprowadzka do nas.
canva.com
Przecież macie trzypokojowe mieszkanie, ja nie zajmuję dużo miejsca
– dodała beztrosko, jakby przeprowadzka dorosłej kobiety do domu świeżo upieczonego małżeństwa była czymś zupełnie naturalnym.
"To tylko na chwilę… no, może na dłużej"
Nie chciałam być niemiła, ale wizja dzielenia przestrzeni z dorosłym człowiekiem, który nie widzi nic dziwnego w wprowadzaniu się do ojca i macochy, średnio mi się podobała.
To tylko na chwilę, dopóki nie znajdę czegoś swojego
– zarzekała się.
Brzmiało rozsądnie. Tylko że "chwila" w jej wydaniu mogła oznaczać wszystko – od tygodnia po kilka lat.
"Przecież to mieszkanie taty"
Gdy delikatnie zasugerowałam, że może warto poszukać innego rozwiązania, zrobiła wielkie oczy.
Ale przecież to mieszkanie taty, prawda?
– rzuciła, jakby tym jednym zdaniem temat był zamknięty.
Owszem, kupiliśmy je razem. Ale najwyraźniej w jej głowie moje zdanie miało drugorzędne znaczenie, bo przecież to "tata" zawsze miał otwarte drzwi dla ukochanej córeczki.
canva.com
"Nie spodziewałam się, że będziesz miała coś przeciwko"
Kiedy w końcu jasno powiedziałam, że nie widzę sensu wprowadzenia dorosłej osoby do naszego domu, nie kryła zaskoczenia.
Myślałam, że jesteś bardziej wyrozumiała
– powiedziała tonem, jakby właśnie dowiedziała się, że odmawiam jej jedzenia i dachu nad głową.
Ostatecznie znalazła inne mieszkanie i jakoś sobie poradziła. Ale do dziś wiem, że w jej oczach jestem tą "złą macochą", która ośmieliła się mieć granice we własnym domu.
I wiecie co? Wcale mi to nie przeszkadza.
Beata