"Myślałam, że wesele to świętowanie z rodziną. Okazuje się jednak, że moja siostra ma inną definicję – w jej wizji dziecko to nie rodzina, tylko przeszkoda. Zaprosiła mnie na swój wielki dzień, ale z jednym 'drobiazgiem' – nie mogę zabrać swojej córki, bo 'dzieci psują klimat wesela'".
Czyli co? Moje własne dziecko jest niewygodnym dodatkiem, który popsuje estetykę idealnej imprezy? Jeszcze trochę i dostanę listę rzeczy, których nie mogę robić, żeby nie zaburzyć atmosfery jej bajkowego ślubu.
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Skoro to będzie eleganckie przyjęcie, więc dzieci nie pasują
Kiedy dostałam zaproszenie, byłam naprawdę szczęśliwa. Siostra przez miesiące opowiadała o przygotowaniach, sukniach, dekoracjach – wiedziałam, jak bardzo jej na tym zależy. A potem przyszła wiadomość:
Wiesz, mam do ciebie prośbę. Lepiej, żebyś nie brała córki. Dzieci na weselu trochę psują klimat.
W pierwszej chwili myślałam, że to żart. Ale nie. Moje dziecko, które jest jej chrześnicą, nagle stało się "zakłóceniem nastroju". Czy ona myśli, że moja córka przyjdzie i od razu zacznie biegać po stole, krzyczeć przez mikrofon i przewracać tort weselny?
Kiedy powiedziałam o tym mojej przyjaciółce, ta aż parsknęła śmiechem:
No tak, bo wszyscy dorośli na weselu to wzór elegancji. Nikt nigdy nie przewrócił się po kilku drinkach ani nie darł się do karaoke o drugiej w nocy.
canva.com
Dzieci przeszkadzają, ale "wąsaci wujkowie" już nie...
Zapytałam siostrę, czy wszyscy goście dostali taki zakaz, czy tylko ja. Okazuje się, że "to dotyczy wszystkich", ale oczywiście część osób "rozwiązała to inaczej" i zostawia dzieci u dziadków. No cudownie. Może jeszcze powinnam oddać córkę do jakiegoś schroniska na weekend, żeby przypadkiem jej obecność nie zniszczyła "klimatu"?
Najbardziej bawi mnie to, że na liście gości są osoby, które na każdym weselu robią wątpliwe show – wujek Marek, który po trzecim kieliszku tańczy breakdance, ciotka Halina, która zawsze kończy wieczór łkając w ramionach przypadkowego kelnera. Ale to moja pięcioletnia córka jest problemem.
Moja koleżanka z pracy powiedziała to najlepiej:
Czyli dzieci robią bałagan, ale dorośli, którzy śpiewają ‘Jesteś szalona’ o czwartej nad ranem, już nie? Ciekawe podejście.
Canva
Może ja w ogóle nie jestem mile widziana...
Nie chodzi o to, że nie rozumiem, że niektórzy wolą wesela "tylko dla dorosłych". Jasne, ich wybór. Ale jeśli ktoś traktuje moje dziecko jak problem, to chyba powinnam się zastanowić, czy ja sama jestem tam w ogóle mile widziana.
Bo skoro dziecko "psuje klimat", to może ja też? Może mój styl tańca nie pasuje do ich wizji? Może powinnam zapytać, czy moje imię nie jest zbyt mało eleganckie, żeby widniało na liście gości?
Mama, kiedy usłyszała o tym pomyśle, tylko westchnęła:
Ja rozumiem, że wesele to ich dzień, ale to dziecko, nie bomba zegarowa. Czego oni się boją, że zniszczy idealne kompozycje kwiatowe?
Czyli to ja mam się dostosować
Ostatecznie siostra "zostawiła mi wybór" – mogę przyjść sama albo nie przychodzić wcale. No i wiecie co? Im dłużej o tym myślę, tym bardziej czuję, że chyba wybiorę drugą opcję.
Bo jeśli moja córka, jej chrześnica, jest przeszkodą w tym "idealnym dniu", to może ja też nie pasuję do tej wizji. W końcu to nie tylko ślub, to też rodzinna uroczystość. A skoro moje dziecko nie jest wystarczająco "pasujące do klimatu", to ja chyba też nie.
Magdalena