"Patrzę na moją córkę i nie mogę uwierzyć, że to ja ją wychowałam. Sama na własnej skórze doświadczyła, co to znaczy być matką, a jednak nie chce przyjąć pomocy. Siedzi, narzeka, że nie śpi po nocach, że wszystko ją boli, że nie ma chwili dla siebie – a ja przecież jestem! Czekam gotowa, żeby wziąć wnuka na spacer, ugotować obiad, przewinąć, ukołysać. I co? I nic. Bo ona 'musi sama'. A później lament i płacz, że jest wykończona. Gdzie tu logika..."
Supermatka na skraju wyczerpania
Od samego początku próbowałam być tą fajną, wspierającą babcią. Taką, co to nie wtrąca się w wychowanie, nie mówi "za moich czasów", tylko czeka, aż zostanie poproszona o pomoc. Tylko że najwyraźniej moja córka postanowiła bawić się w samotną wojowniczkę.
Nie raz, nie dwa proponowałam, że wezmę małego na spacer, żeby sobie odpoczęła. Za każdym razem ta sama odpowiedź: "Nie, mamo, dam radę". Naprawdę? Bo nie wygląda na kogoś, kto "daje radę". Chodzi jak zombie, pod oczami cienie jak po nokaucie, a humor gorszy niż reklamy środków na zgagę.
Koleżanka z sąsiedztwa, która też została babcią, śmiała się, gdy jej o tym opowiedziałam:
No to witaj w klubie. Dzisiaj młode matki uważają, że muszą wszystko same, a potem płaczą, że są na skraju wytrzymałości. To jakaś nowa moda?
canva.com
Pomocy nie chce, ale marudzi bez końca
Kiedy przychodzę do niej w odwiedziny, od progu słyszę narzekania.
Nie wyspałam się...
On ciągle płacze...
Nie mam czasu na nic...
Siedzę, słucham, kiwam głową, a w myślach aż mnie nosi. Ile razy można powtarzać, że chętnie pomogę?
Zaproponowałam, że mogłabym chociaż ugotować obiad. Odpowiedź? "Nie trzeba, mamo, dam radę". No pewnie, że dasz, tylko że po drodze jeszcze się spalisz ze zmęczenia i doprowadzisz siebie do szału.
Moja znajoma Basia, która już się pogodziła, że jej córka funkcjonuje na podobnych zasadach, skwitowała to krótko:
To takie męczeństwo na własne życzenie. Jakby przyznanie, że potrzebuje pomocy, było jakąś porażką. A przecież babcie są od tego, żeby ratować sytuację!
Babcia - wróg publiczny numer jeden
Najbardziej absurdalne jest to, że czasem mam wrażenie, jakby każda moja propozycja pomocy była odbierana jako atak. Jakbym chciała jej udowodnić, że jest złą matką. A przecież to kompletna bzdura!
Wiem, że czasy się zmieniły i teraz wszystko jest "świadome", "bliskościowe" i "wychowawczo poprawne", ale czy naprawdę dziecko nie może zostać z babcią na dwie godziny, żeby jego matka mogła się porządnie przespać?
canva.com
Czyli jestem za stara na bycie babcią
Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach bycie babcią oznacza siedzenie w kącie i czekanie, aż młoda matka padnie na twarz, żeby w końcu przyjąć pomoc. Tylko że to wszystko przestaje być zabawne, kiedy widzę moją córkę wiecznie zmęczoną i sfrustrowaną.
Nie proszę o to, żeby oddawała mi dziecko na tydzień. Chcę tylko odciążyć ją trochę, żeby nie skończyła jako chodzący kłębek nerwów. Ale skoro nie chce, to może rzeczywiście powinnam przestać się odzywać i poczekać, aż sama zrozumie, że matka to nie wróg, tylko sojusznik.
Bożena