"Ania była we mnie zakochana. Ja niestety nic do niej nie czułem. Nasi rodzice w połączeniu rodzin widzieli niezły biznes. Uległem naciskom".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Ożeniłem się z Anią, bo nasi rodzice nalegali
Mój ślub nie był efektem wielkiej miłości, romantycznych uniesień czy spontanicznych decyzji. To był ślub z rozsądku – zaaranżowany pod naciskiem naszych rodzin. Ania, była wspaniałą dziewczyną – ciepłą, mądrą i oddaną. Od lat się przyjaźniliśmy, nasze rodziny dobrze się znały i wspólnie uznały, że będziemy dla siebie idealnym małżeństwem. Było w tym wszystkim wiele pragmatyzmu – obie rodziny miały wspólne interesy, a ślub miał je dodatkowo umocnić.
Ania była we mnie zakochana już od dawna, ale ja niestety nie odwzajemniałem jej uczuć. Nie czułem do niej odrazy, wręcz przeciwnie – lubiłem ją, szanowałem i podziwiałem za jej dobroć, ale nie było we mnie tej iskry, którą chciałbym poczuć.
Po ślubie nasze życie było poprawne, ale nie było w nim pasji ani głębokiej więzi. Mieszkaliśmy razem, rozmawialiśmy, mieliśmy wspólne obowiązki, ale czułem się jak gość we własnym domu. Anna starała się robić wszystko, abyśmy byli szczęśliwi – dbała o mnie, o dom, okazywała mi uczucia, a ja nie potrafiłem jej tego odwzajemnić. Miałem wyrzuty sumienia, że nie mogę jej pokochać tak, jak na to zasługiwała. Czułem się, jakbym oszukiwał zarówno ją, jak i siebie.
Canva
Zdałem sobie sprawę, że pokochałem żonę
Minęły dwa lata i coś we mnie zaczęło się zmieniać. Powoli, niemal niezauważalnie. Zauważyłem, że zaczynam czekać na nasze rozmowy przy kolacji, że jej uśmiech poprawia mi humor po ciężkim dniu. Zaczęło do mnie docierać, jak bardzo mnie wspiera i jak cierpliwie czeka, aż zbuduję z nią prawdziwą więź. Pewnego dnia, gdy zachorowałem i przez tydzień nie mogłem wstać z łóżka, Ania była przy mnie cały czas. Nie narzekała, nie oczekiwała wdzięczności – po prostu opiekowała się mną z oddaniem, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. To wtedy uświadomiłem sobie, że jestem dla niej ważny, ale co ważniejsze – że ona zaczyna być ważna dla mnie.
Wkrótce zacząłem dostrzegać, jak wyjątkową kobietą jest moja żona. Cierpliwa, lojalna, zawsze pełna ciepła i gotowa do pomocy. Zacząłem doceniać drobiazgi, które wcześniej mi umykały – jej troskę, jej delikatność, jej subtelne gesty miłości. Poczułem, że nie tylko ją lubię i szanuję, ale że zaczynam ją kochać. I to uczucie rosło, dzień po dniu, aż w końcu ogarnęło mnie całkowicie.
Dziś, po kilku latach małżeństwa, mogę śmiało powiedzieć, że jestem szczęśliwym człowiekiem. Anna stała się moją najlepszą przyjaciółką, moim oparciem, moją miłością. Wiem, że gdyby nie upór naszych rodzin, prawdopodobnie nigdy nie zdecydowałbym się na ten związek. Dziś jednak nie wyobrażam sobie życia bez niej. Czuję się wdzięczny losowi za to, że pokazał mi, że miłość może przyjść z czasem – i że może być jeszcze piękniejsza niż ta nagła, burzliwa fascynacja, której kiedyś tak bardzo pragnąłem.
Miłość to nie zawsze piorun z jasnego nieba. Czasem jest jak cichy, ciepły płomień, który powoli rozgrzewa serce.
Piotrek