"Narzeczony chce, żebym przepisała na niego mieszkanie, bo "tak jest sprawiedliwie"

"Narzeczony chce, żebym przepisała na niego mieszkanie, bo "tak jest sprawiedliwie"

"Narzeczony chce, żebym przepisała na niego mieszkanie, bo "tak jest sprawiedliwie"

canva.com

"Kiedy myślisz o ślubie, wyobrażasz sobie miłość, wspólne życie, romantyczne chwile i może trochę sprzeczek o pilot od telewizora. Ale co, jeśli twój narzeczony oznajmia, że 'dla sprawiedliwości' powinnaś przepisać na niego swoje mieszkanie... Brzmi absurdalnie: a jednak to właśnie spotkało mnie. I szczerze mówiąc – nadal próbuję zrozumieć, jakim cudem taka 'sprawiedliwość' miałaby działać".

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Przecież po ślubie wszystko jest wspólne

Cała historia zaczęła się od jednej z tych niewinnych rozmów o przyszłości. Siedzimy z Kubą na kanapie, planujemy wesele, wybieramy datę i nagle, ni z tego, ni z owego, słyszę:

A skoro po ślubie wszystko będzie wspólne, to może przepisałabyś na mnie to mieszkanie?

Spojrzałam na niego, czekając na uśmiech albo żart, ale nic z tego. On był śmiertelnie poważny.

"Przepraszam, co?" – zapytałam, próbując zrozumieć, czy ja przypadkiem czegoś nie przegapiłam. A on, z miną, jakby właśnie wymyślił rozwiązanie problemu głodu na świecie, tłumaczy:

No bo skoro już jesteśmy parą, a wkrótce małżeństwem, to przecież tak będzie sprawiedliwie.

No tak, sprawiedliwie. Bo przecież ja tylko spędziłam lata na oszczędzaniu, remontowaniu i urządzaniu tego mieszkania, a on – no cóż – wniósł swoją obecność. To dopiero równowaga, prawda?

Mąż patrzy na żonę Canva

Miłość miłością, ale gdzie zdrowy rozsądek

Kiedy zaczęłam dopytywać, dlaczego uważa, że powinnam przepisać mieszkanie, usłyszałam cały wywód o tym, jak to "małżeństwo oznacza dzielenie się wszystkim". Odpowiedziałam:

Ale przecież dzielimy się już wszystkim. Dzielimy się łóżkiem, lodówką i rachunkami. Czego jeszcze ci brakuje?

Na co on z pełnym przekonaniem powiedział: "No wiesz, to takie zabezpieczenie. Gdyby coś się stało, to ja miałbym pewność, że też mam prawa do mieszkania". Nie wierzyłam własnym uszom. Czy to tylko ja uważam, że "zabezpieczeniem" w związku powinna być miłość, szacunek i wzajemne zaufanie, a nie jakieś dokumenty?

A co, jeśli się rozwiedziemy

Kiedy próbowałam spokojnie wytłumaczyć, że przepisywanie mieszkania to jednak trochę za dużo, Kuba zapytał:

A co, jeśli kiedyś się rozwiedziemy? Wtedy to mieszkanie nadal będzie tylko twoje!

Ach, no tak, bo przecież najlepszy sposób na okazywanie miłości to planowanie rozwodu przed ślubem, prawda?

Zapytałam wprost: "Skoro już mówimy o rozwodach, to co ty wniesiesz do tego mieszkania, że miałoby być nasze wspólne?". Kuba tylko wzruszył ramionami i powiedział:

No przecież wniesiemy siebie nawzajem.

Ludzie, czy to ja jestem dziwna, czy to jednak nie do końca się dodaje?

Byłe małżenstwo w trakcie podpisywania papierów rozwodowych z widokiem na stare obrączki canva.com

Czyli miłość to teraz kontrakt

Kiedy opowiedziałam o tej sytuacji mojej przyjaciółce Oli, ta niemal zadławiła się kawą.

Przepraszam, co?! Twój narzeczony chce, żebyś przepisała mieszkanie, bo "tak będzie sprawiedliwie"? Gosia, to jest jakiś absurd!

Potem dorzuciła:

A wiesz, co ja bym zrobiła? Powiedziałabym mu, że możemy przepisać mieszkanie, jak on przepisze na ciebie swoją konsolę do gier. Zobaczymy, jak to działa w praktyce!

Z kolei moja starsza sąsiadka, pani Hela, która jest w związku od 40 lat, powiedziała:

Dziecko, miłość to nie dokumenty i podziały. Jak ktoś zaczyna myśleć o majątku przed ślubem, to coś tu nie gra. Ja i mój Staszek zawsze mieliśmy wszystko oddzielnie i nikt nikomu niczego nie wytykał.

Wiecie, co mnie najbardziej boli w tej sytuacji? To, że zamiast skupiać się na tym, co naprawdę ważne – na wspólnym budowaniu życia, miłości i zaufaniu – muszę zastanawiać się, czy mój przyszły mąż naprawdę widzi we mnie partnerkę, czy może bardziej "dobrą inwestycję".

Może jestem staroświecka, ale dla mnie miłość to nie jest kontrakt. Nie chodzi o "co moje, to twoje", ale o wzajemne wsparcie i troskę. Jeśli ktoś zaczyna od narzucania takich oczekiwań, to może czas przemyśleć, czy naprawdę warto pakować się w taki układ.

Małgorzata

Matka Elona jest modelką po 70-tce. Eteryczna piękność w życiu przeszła przez piekło
Źródło: instagram.com/mayemusk
Reklama
Reklama