"Wyobraźcie sobie tę sytuację: proponuję synowi tygodniowy wyjazd w góry, świeże powietrze, szlaki, widoki – no po prostu zimowa sielanka. A on na to: 'Nie ma śniegu, więc nie ma po co'. W moich czasach wyjazd na ferie był świętem, niezależnie od pogody. A teraz: zero entuzjazmu, bo 'co ja tam będę robił'. Wychowujemy pokolenie, które bez ekranu, Wi-Fi i idealnych warunków pogodowych nie potrafi się dobrze bawić".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Nie ma śniegu - to po co jechać
Plan był prosty: zapakujemy się do auta, pojedziemy w góry, będziemy spacerować, pić gorącą czekoladę w schronisku, a może nawet spróbujemy rozpalić ognisko. Już widziałam w głowie, jak wszyscy razem śmiejemy się i cieszymy naturą. Ale kiedy powiedziałam o tym mojemu synowi, usłyszałam coś, co wytrąciło mnie z równowagi: "Mamo, ale po co? Przecież nie ma śniegu. Nudno będzie".
Nudno?! To ja spędzam wieczory, szukając fajnych miejsc na wycieczki, przygotowuję plan, a on mi mówi, że "nudno"? Zapytałam go, czy naprawdę nie potrafi sobie wyobrazić ferii bez bałwana i sanek. "No bo co innego tam robić?", odpowiedział, patrząc na mnie jak na kosmitkę. Czyli co, jak nie ma śniegu, to ferie odwołane?
canva.com
Kiedyś to się człowiek cieszył wszystkim
Pamiętam, jak w dzieciństwie jeździłam z rodzicami w góry. Śniegu czasem było tyle, co kot napłakał, a i tak bawiliśmy się świetnie. Wystarczyło trochę wyobraźni: skakanie po kałużach, zabawa w błocie, ganianie się po lesie. I nikt nie narzekał, że "nudno". Jak powiedziała moja mama:
Kiedyś to dzieci się cieszyły, jak mogły się poturlać z byle pagórka. A teraz? Wszystko musi być jak w reklamie.
No właśnie. Czy dzisiejsze dzieci naprawdę straciły zdolność cieszenia się z prostych rzeczy? Moja koleżanka Kasia, mama dwójki nastolatków, powiedziała mi ostatnio:
Moje dzieci nawet na plaży narzekają, bo piasek jest za gorący, a woda za zimna. Przecież to już absurd!
I coś w tym jest. Zamiast cieszyć się chwilą, młodzi wyciągają telefony i marudzą, że "tu nie ma nic fajnego".
To już pokolenie all-inclusive
Zapytałam mojego syna, co by robił na takim wyjeździe, gdyby jednak śnieg był. "No wiesz, jeździłbym na sankach, rzucałbym śnieżkami...". A kiedy odpowiedziałam, że równie dobrze może bawić się na świeżym powietrzu bez śniegu, usłyszałam: "Ale to nie to samo!". Nie to samo?! Czy ta sama wyobraźnia, która pozwala im wymyślać milion sposobów na rozwalanie mebli w Minecraftcie, nie działa w lesie?
Z kolei moja sąsiadka Jola, która ma czteroletnią córkę, powiedziała coś, co mnie rozbawiło:
Wiesz, że kiedyś zabrałam Amelkę na spacer do lasu, a ona spytała, gdzie jest plac zabaw? Jak powiedziałam, że placu zabaw nie ma, odpowiedziała: "To po co tu przyszłyśmy?".
canva.com
Czasami myślę, że współczesne dzieci chcą, żeby wszystko było gotowe, podane na tacy. Zero miejsca na improwizację, zero miejsca na "zrób coś z niczego". Wszystko musi być zaplanowane, atrakcyjne i – najlepiej – podłączone do Wi-Fi. A przecież życie nie zawsze wygląda jak z katalogu biura podróży!
Jak powiedział mój tata, kiedy opowiedziałam mu o tej sytuacji:
Gosia, myśmy bawili się świetnie, mając patyk i kałużę. Twoje dzieci chyba potrzebują szkoły przetrwania.
I wiecie co? Chyba ma rację. Może czas przestać układać dla nich idealne plany i pozwolić im trochę się ponudzić.
Czas na naukę prostoty
Drogi synu (i inne dzieciaki, które to może czytają), w życiu nie zawsze będzie idealna pogoda i gotowy zestaw atrakcji. Czasami to, co najlepsze, trzeba sobie wymyślić samemu. Wycieczka w góry bez śniegu? Czemu nie! Może zamiast rzucania śnieżkami, odkryjemy, że można rzucać szyszkami? Może zamiast lepić bałwana, zbudujemy domek z gałęzi?
Rodzice, jeśli wasze dzieci narzekają, że "to się nie opłaca", zróbmy im przysługę – niech same spróbują wymyślić, jak spędzić czas. Bo jeśli my ciągle będziemy ich ratować przed nudą, to kiedy w końcu nauczą się cieszyć z prostych rzeczy?
Małgosia