"Nie wiem, czy macie takich rodziców, którzy uwielbiają wtrącać się w wasze życie, ale jak przychodzi co do czego – umywają ręce... Moi rodzice właśnie dali mi i mojemu mężowi lekcję 'odpowiedzialności', bo ich zdaniem 'trzeba było myśleć, zanim wzięliście takie mieszkanie'. A wszystko to od osób, które potrafią wydać fortunę na wędzarkę do kiełbasy, bo przecież 'to inwestycja w rodzinne spotkania'. Serio, jestem jeszcze w szoku. I może trochę wkurzona".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
"Nie pomagamy, bo to wasza decyzja"
Zaczęło się od tego, że z moim mężem Krzyśkiem podjęliśmy decyzję, żeby w końcu zamieszkać "na swoim". Wiecie, własny kąt, balkon, na którym można postawić trzy doniczki z bazylią, a nie ciasna kawalerka w starym bloku z sąsiadem, który wali miotłą w sufit, gdy oglądasz serial po 20:00. Byliśmy podekscytowani i trochę przerażeni, jak to młode małżeństwo.
I wiecie co? Rodzice na początku byli bardzo zaangażowani!
Super, że w końcu się ogarnęliście.
Jeśli czegoś będziecie potrzebować, to mówcie.
Nawet mama dała mi swój katalog z firankami. Myślałam: "Wow, jaka super rodzina, można na nich liczyć". Ale potem wszystko się zmieniło, kiedy podpisaliśmy umowę na mieszkanie, które według nich było "zbyt ładne".
canva.com
Trzeba było wziąć coś tańszego
Gdy poprosiliśmy o wsparcie w przeprowadzce – wiecie, głównie o kilka wskazówek albo pomoc w kupnie używanej pralki – zaczęło się kazanie.
Wiecie co, myśmy w waszym wieku mieli malutkie mieszkanko w bloku i żyliśmy skromnie. A wy? No, balkon, duże okna, nawet garderoba? To wasz wybór, to sobie radźcie sami.
Poczułam, jakby ktoś wylał mi wiadro zimnej wody na głowę. To nie było tak, że kupiliśmy pałac z marmurowymi schodami i fontanną w ogrodzie! Ale nie, według moich rodziców "mogliśmy wziąć coś mniejszego, bliżej szkoły podstawowej, gdzie ja kiedyś chodziłam". No tak, bo przecież to by było takie logiczne, prawda?
Zawsze znajdą na co wydać
Najlepsze jest to, że chwilę po tej rozmowie zauważyłam na socialu zdjęcie mojego taty, jak testuje nowiutkiego grilla w ogrodzie. A pod nim podpis: "Grillowanie na wypasie – udane zakupy!". Komentarze?
Tadziu, super sprzęt!
albo
To musiało kosztować majątek!
No cóż, wyglądało na to, że jednak wiedzą, jak wydawać pieniądze, tylko może nie na pomoc młodym.
Przyjaciółka, która usłyszała tę historię, tylko westchnęła:
Typowe! Moi rodzice też zawsze znajdą kasę na nowe narzędzia do garażu, ale jak poprosiłam o pomoc z wkładem własnym na mieszkanie, usłyszałam, że 'powinnam lepiej planować swoje życie'. Oni naprawdę myślą, że jesteśmy jakimiś magikami od finansów!
"To dla was lekcja"
Gdy przy kolejnej wizycie u rodziców znowu poruszyłam temat, usłyszałam:
Zuzia, myślimy o was, ale nie możemy was wyręczać. Musicie nauczyć się odpowiedzialności za swoje decyzje.
Na to już ręce mi opadły. Odpowiedzialność? A niby co robię, podpisując kredyt na kilkadziesiąt lat? Rzucam się w wir dorosłości na główkę, a oni mi jeszcze dokładają ciężarki do nóg.
Oczywiście, nie chodziło mi o to, żeby dali nam fortunę albo spłacili za nas zobowiązania. Ale może trochę wsparcia? Jakąś dobrą radę? Albo chociaż "jestem z ciebie dumna"? Zamiast tego – lekcja moralizatorstwa.
canva.com
Rodzina powinna pomagać, a nie oceniać
Czy jestem za bardzo roszczeniowa, myśląc, że rodzina powinna być jakąś formą wsparcia? Oczywiście, wiem, że każdy ma swoje sprawy, swoje priorytety, ale czy naprawdę "trzeba było kupić tańsze mieszkanie" to wszystko, co rodzic może powiedzieć dziecku, które próbuje ogarnąć życie?
Jedna z moich sąsiadek, pani Wiesia, dorzuciła swoje trzy grosze:
Za moich czasów rodzina to była siła. Nie ważne, czy ktoś brał mieszkanie w kredycie czy się żenił – zawsze się pomagało. A teraz? Jak ktoś ci pomoże, to potem pół życia ci to wypomina.
Chyba czas zmienić zasady. Rodzina powinna wspierać, a nie oceniać. A jeśli już oceniają, to przynajmniej niech to robią, siedząc przy swoim superwypasionym grillu, który pachnie hipokryzją na kilometr.
Zuzanna