"Czy w Waszych rodzinach też wszystko kręci się wokół jednej osoby... Bo u mnie od jakiegoś czasu każde święto to teatr jednego aktora – mojej babci Zosi. Tym razem przeszła samą siebie. Kiedy usłyszała, że na urodzinach mojego syna będzie domowy tort, zapowiedziała, że się nie pojawi. I wiecie co: była śmiertelnie poważna. Czyli rodzinne uroczystości muszą zamieniać się w festiwal oczekiwań".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
"Tort - ale nie domowy, błagam"
Babcia Zosia zawsze miała swoje zasady. Często są to zasady, które rozumie tylko ona, ale jakoś przez lata udało nam się do nich przyzwyczaić. Jednak tym razem babcia przegięła. Szykowaliśmy urodziny dla mojego sześciolatka – wiecie, baloniki, gry dla dzieci, trochę przekąsek i mój domowy tort. Jak tylko powiedziałam jej o planach, usłyszałam:
Tort domowy? Żartujesz, prawda? Przecież to święto, a nie jakieś spotkanie na herbatkę! Jak nie będzie porządnego tortu z cukierni, to ja nie przychodzę!
Początkowo myślałam, że mówi to w żartach. No bo kto naprawdę obraża się o taki drobiazg? Ale nie. Babcia Zosia była poważna jak nigdy. Dzień później zadzwoniła do mnie ponownie, żeby upewnić się, że "dobrze ją zrozumiałam".
Canva
Rodzinna burza
Nie ukrywam, że ta rozmowa podniosła mi ciśnienie. Babcia zaczęła mi tłumaczyć, że "uroczystości powinny mieć klasę" i że mój domowy tort to niby "amatorszczyzna". Próbowałam tłumaczyć, że tort zrobiony przeze mnie to taka nasza rodzinna tradycja, że dzieci go uwielbiają i że to przecież tylko urodziny, a nie wesele. Ale babcia miała swoją teorię:
Co ludzie pomyślą, jeśli zobaczą takie coś? Wszyscy będą mówić, że oszczędzasz na wnuku!
Cóż, muszę przyznać, że mnie zatkało. W życiu nie przyszło mi do głowy, że tort mógłby być przedmiotem aż takiej analizy. Powiedziałam jej wprost, że dla mnie liczy się atmosfera, a nie to, czy ciasto ma pięć warstw i jadalne złoto. A ona na to: "No dobrze, jak wolisz, ale mnie nie licz. Z cukierniczymi półśrodkami nie mam nic wspólnego".
Wieść o babcinym ultimatum szybko rozeszła się po rodzinie. Moja mama próbowała ją przekonać, żeby przyszła, „"bo to przecież dziecięce urodziny, a nie gala Oscarowa", ale babcia była jak skała. Nawet ciocia Irena, która zawsze potrafiła rozładować napięcie, poddała się po kolejnej rozmowie. "Ona chce tortu, to jej kup ten tort i tyle" – poradziła, ale ja czułam, że to nie o tort chodzi, tylko o zasadę.
No i się zaczęło. Babcia Zosia obraziła się na pół rodziny, bo nikt nie chciał stanąć po jej stronie. W międzyczasie dostawałam wiadomości od kuzynki Marty:
Ona jest niemożliwa! Jak można tak zepsuć dzieciakom radość?
Nawet mój mąż, który zawsze unika wchodzenia w konflikty, stwierdził, że to "najbardziej absurdalna drama, jaką w życiu widział".
Canva
Urodziny, których babcia nie zobaczyła
Urodziny mojego syna odbyły się zgodnie z planem. Zrobiłam tort sama, jak zawsze, i dzieci były zachwycone. Wszyscy świetnie się bawili, poza jedną osobą – babcią Zosią, która została w domu. Oczywiście nie obyło się bez pasywno-agresywnych komentarzy w stylu:
Mam nadzieję, że wszystkim smakowało to coś, co tam zrobiłaś.
Wiecie, co jest najśmieszniejsze? Kilka osób z rodziny przyznało, że ten domowy tort był najlepszym, jaki kiedykolwiek jadły. Moja siostra aż spytała o przepis! A ja po tym wszystkim czułam coś na kształt satysfakcji. Nie dlatego, że babcia nie przyszła, ale dlatego, że nie dałam się wciągnąć w ten absurdalny teatr oczekiwań.
Cała ta historia uświadomiła mi jedno – nie ma sensu spełniać wszystkich oczekiwań innych ludzi, zwłaszcza jeśli zaczynają być śmieszne. Rodzinne spotkania to czas dla bliskich, a nie konkurs na najlepszą imprezę.
Milena