"Teściowa każe mi gotować dla jej syna konkretne potrawy. Nawet pomimo tego, że moje mu bardzo smakują"

"Teściowa każe mi gotować dla jej syna konkretne potrawy. Nawet pomimo tego, że moje mu bardzo smakują"

"Teściowa każe mi gotować dla jej syna konkretne potrawy. Nawet pomimo tego, że moje mu bardzo smakują"

Canva

"Już mi ręce opadają. Chodzi o moją teściową. Człowiek chciałby się dogadać, ale ona wie lepiej, co powinno się dziać w mojej kuchni. A dokładniej – co powinno lądować na talerzu jej synka, czyli mojego męża".

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Teściowa narzuca mi, co mam gotować

Zacznę od tego, że ja gotować lubię. Może nie jestem jakąś mistrzynią świata w kuchni, ale złe jedzenie to, to nie jest. Co więcej, mój mąż bardzo lubi to, co przygotowuję. Jemy razem, chwali, prosi o dokładkę – dla mnie to najlepszy dowód, że nie robię mu żadnej kulinarnej krzywdy. Ale niestety, jego mama ma na ten temat zupełnie inne zdanie.

Od samego początku naszego małżeństwa teściowa kontroluje, co gotuję. Dosłownie — przychodzi do nas, zagląda do garnków, pyta, co dziś na obiad, a potem zaczyna swoje:

A to na pewno mu nie wystarczy. Bo wiesz, on zawsze jadł bardziej treściwe rzeczy. Ja mu robiłam inne dania.

I jakby tego było mało, zdarza się, że przynosi swoje potrawy. Gotuje w swoim domu, a potem przynosi do nas, bo, jak twierdzi, „jej synek musi porządnie zjeść”.

Kawałki kiełbas z wykałaczkami. Canva

Kiedyś przychodziła z jakimiś kiełbasami, pierogami, innym razem z bigosem, a raz to już całkiem mnie zatkało, bo przyniosła cały gar zupy, którą ugotowała specjalnie dla niego. Patrzę, a on zdążył już zjeść moją. A tu teściowa zaczyna się martwić:

Ależ tobie to jeszcze nie zaszkodzi, zjedz, bo to zdrowe, to porządny obiad.

Nawet mój mąż powiedział swojej mamie, że lubi moje potrawy

Mój mąż próbował interweniować. Powiedział jej, że lubi moje jedzenie, że nie trzeba mu podrzucać domowych obiadków, ale ona nic sobie z tego nie robi. Przytakuje, kiwa głową, a potem i tak robi swoje. Kiedyś nawet zrobił jej małą awanturkę, ale i to nie pomogło. Jak kamień w wodę. Następnego dnia znów się pojawiła, tym razem z gulaszem i wielką torbą klusek. Taka uśmiechnięta, radosna.

Nie gniewajcie się, po prostu za dużo mi się zrobiło. Nie chciałam, żeby się zmarnowało.

Nie chcę się z nią kłócić, ale to zaczyna być naprawdę męczące. Czuję się, jakbym musiała udowadniać, że umiem gotować dla własnego męża. Nie wiem już co mam robić, przecież nie zacznę przed nią ukrywać garnków. Nie zamknę też drzwi na klucz. Już kiedyś nawet chciałam wywiesić kartkę „Dzisiaj gotuję ja, proszę nie wtrącać się do menu”. Ale ostatecznie zrezygnowałam.

Jeśli tak dalej pójdzie, to albo się poddam i pozwolę jej codziennie karmić mojego męża, albo ucieknę, gdzie pieprz rośnie i będę jadła, co chcę – sama.

Ela

Adam Ferency i Patrycja Soliman. Ich relacja długo była na językach
Źródło: AKPA
Reklama
Reklama