"Kiedy mój syn oznajmił, że po ślubie zamierza zamieszkać u mnie razem ze swoją żoną, myślałam, że to jakiś żart. Ale nie, mówił poważnie. Nie będę owijać w bawełnę – powiedziałam 'nie'. I nagle zrobiłam się tą złą. Teściowa, która 'nie chce pomóc młodym' i 'nie rozumie dzisiejszych czasów'. Tylko czy naprawdę muszę oddawać swój dom i spokój, żeby uszczęśliwić innych - może to ja czegoś nie rozumiem..."
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
"Mamo, mamy taki plan" – a ja planu nie znam
Wszystko zaczęło się od niewinnego popołudnia przy kawie. Syn i jego narzeczona przyszli, żeby opowiedzieć mi o swoich przygotowaniach do ślubu. Słuchałam z zainteresowaniem o wyborze sali, sukni, zaproszeniach. Ale kiedy doszliśmy do tematu "co dalej", mój syn wypalił:
A po ślubie na razie wprowadzimy się do ciebie. Na trochę, mamo.
Musiałam wyglądać jak ktoś, kto właśnie połknął cytrynę. "Co to znaczy 'na razie'?" – zapytałam. "No wiesz, dopóki nie uzbieramy na coś swojego" – odpowiedział, jakby to było coś zupełnie naturalnego.
canva.com
Moje mieszkanie to nie hotel
Nie zrozumcie mnie źle – kocham mojego syna, naprawdę. I życzę mu szczęścia z całego serca. Ale po co te wszystkie deklaracje o "nowym życiu", skoro chce zaczynać to "nowe życie" w starym domu, gdzie ja wciąż próbuję sobie ułożyć swoje dni?
Kiedy próbowałam delikatnie wyjaśnić, że nie uważam tego za dobry pomysł, usłyszałam: "Ale mamo, przecież nie będziemy ci przeszkadzać!". Już widzę, jak młode małżeństwo wprowadza się do mnie, a ja udaję, że tego nie zauważam. Naprawdę, wyobrażam sobie te poranki w pidżamie, gdzie staram się zrobić kawę, a oni zajmują kuchnię, bo właśnie robią "romantyczne śniadanie".
Zamieszkanie razem to obowiązek
Najgorsze było jednak to, co powiedziała narzeczona syna. Siedziała cicho przez większość rozmowy, ale w końcu dodała:
Pani Aniu, przecież to normalne, że młodzi mieszkają z rodzicami na początku. Przecież kiedyś tak zawsze było!
Przepraszam bardzo, ale kiedyś ludzie chodzili też po wodę do studni i prali ręcznie w rzece. Czy to znaczy, że mamy do tego wracać? Wyjaśniłam, że szanuję ich decyzję, ale moje zdanie jest inne. Uważam, że po ślubie należy zamieszkać osobno, żeby móc zbudować własną rodzinę i własne zasady.
Mój syn westchnął ciężko i rzucił:
No dobra, widzę, że nie możemy na ciebie liczyć.
Jakby to ja miałam obowiązek budować im życie!
Teściowa w ogniu krytyki
Wieczorem zadzwoniłam do mojej siostry, która jest znana z bezpośrednich uwag. Opowiedziałam jej całą sytuację, a ona wybuchnęła śmiechem:
Anka, ty to masz cierpliwość! Moja córka kiedyś próbowała to samo. Powiedziałam jej, że jeśli chce u mnie mieszkać, to razem z mężem mogą wynająć pokój… za opłatą. Skończyło się na tym, że znaleźli coś swojego!
Jej słowa dodały mi trochę otuchy, bo zaczynałam myśleć, że to może ja jestem przewrażliwiona. Ale z drugiej strony, dlaczego tak trudno zrozumieć, że każdy ma prawo do swojego spokoju?
AKPA
Rodzice powinni pomagać
Najbardziej zabolało mnie, kiedy dowiedziałam się, że moja decyzja została poddana pod osąd rodziny.
Anka, no bo wiesz, nieładnie, żeby dzieci musiały od razu same sobie radzić
– powiedziała moja kuzynka. Cóż, dziękuję za ocenę, ale czy to ja brałam ślub? To chyba dorosła decyzja, prawda?
Drodzy młodzi, zrozumcie jedno: rodzice wychowali was, pomogli wam stanąć na nogi, ale to nie znaczy, że ich obowiązkiem jest dalej was prowadzić za rękę. Zamieszkanie z rodzicami to nie pomoc, to cofanie się w rozwoju – i dla was, i dla nich.
Moja rada dla młodych
Na koniec powiedziałam synowi i jego narzeczonej:
Kochani, wspieram was, ale na waszych warunkach. Jeśli chcecie budować coś własnego, zacznijcie od własnego mieszkania, nawet jeśli będzie małe i wynajmowane. Lepiej tak, niż ciągle liczyć na innych.
I wiecie co? Może teraz patrzą na mnie jak na zimną teściową, ale wierzę, że w końcu zrozumieją. Bo naprawdę nie chodzi o to, żeby im utrudniać życie, ale żeby dać im szansę zacząć je na własny rachunek – dosłownie i w przenośni.
Anna