"Wszystko zaczęło się niewinnie. Małe kupki chleba rozsypane pod krzakiem – niby dla gołębi i wróbli. Ale z czasem zauważyłam, że zamiast ptaków pojawiają się... gryzonie. I nie, nie mam na myśli miłych chomików z hodowli. Mówię o szczurach. Wielkich, tłustych i bezczelnych jak nigdy. To naprawdę nie jest sposób na miłość do natury".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
"To dla ptaszków" – A szczury się cieszą
Na początku nie zwracałam uwagi na te rozsypane resztki jedzenia pod blokiem. Trochę chleba, jakieś obierki, resztki ziemniaków – wyglądało na to, że ktoś bardzo kocha ptaki. Ale jak zobaczyłam szczura, który z tym chlebem w pysku przebiegł mi pod nogami, to miałam ochotę zrobić dwa rzeczy na raz: krzyczeć i uciekać.
Co gorsza, to nie jest pojedynczy przypadek. W mojej klatce wszyscy już o tym mówią. Sąsiadka z drugiego piętra, pani Halina, opowiadała mi:
Wczoraj wieczorem widziałam, jak dwa szczury urządziły sobie wyścigi pod piaskownicą. A ja, głupia, myślałam, że to jakieś zabawy dzieciaków. Dopiero jak się przyjrzałam, to mi się zrobiło słabo!
canva.com
Dokarmianie ptaków to nowy trend na szczury
Nie mam nic przeciwko ptakom – naprawdę. Uwielbiam patrzeć na wróble, gołębie, a czasem nawet sójki. Ale czy naprawdę musimy karmić je w taki sposób, że cały plac zabaw zamienia się w szwedzki stół dla szczurów? Bo powiedzmy sobie szczerze – te resztki chleba, które ktoś zostawia "dla ptaszków", to raj dla gryzoni.
Kiedy próbowałam zwrócić uwagę na ten problem na osiedlowej grupie na Facebooku, myślałam, że ludzie mnie poprą. A tu co?
No, ale co pani ma do ptaków? Przecież one też muszą coś jeść!
– napisała jedna z sąsiadek. No jasne, tylko ptaki mają skrzydła i mogą sobie polecieć na pole czy do lasu. A szczury? One nigdzie się nie wybierają, bo w mieście mają lepszy bufet.
canva.com
Gryzonie przejmują osiedle
W ostatni weekend poszłam z dzieckiem na spacer. Była piękna pogoda, więc myślałam, że trochę się zrelaksuję. Ale zamiast tego musiałam walczyć z wizją mojego malucha goniącego szczura po trawniku. Tak, dobrze czytacie – SZCZURA. I nie takiego małego. To była jakaś mutantka, jakby ktoś ją wyciągnął z horroru o toksycznych odpadach.
Sąsiad, pan Roman, powiedział mi później:
Wie pani, one się teraz mnożą, bo mają żarcie pod nosem. Jakby tego nie było, to by sobie poszły gdzie indziej!
No właśnie! I tu dochodzimy do sedna sprawy: czy naprawdę musimy tolerować takie "dokarmianie" w imię fałszywej miłości do natury?
To powinno być karalne
Nie chcę być tą wredną sąsiadką, która czepia się każdego o wszystko, ale czy nie powinno być jakichś przepisów, które regulują takie rzeczy? Karmienie ptaków to jedno, ale rozsypywanie resztek jedzenia, które przyciągają szczury, to zupełnie inna sprawa. W niektórych miastach już wprowadzono zakazy takiego "dokarmiania". Może czas, żeby i u nas ktoś o tym pomyślał?
Bo inaczej zamiast cieszyć się śpiewem ptaków, będziemy wszyscy walczyć z gryzoniami, które czują się na naszych osiedlach jak na all-inclusive.
Marlena