"Kolęda czy kontrola - usłyszałam, że mam dawać więcej, bo "inni dają"

"Kolęda czy kontrola - usłyszałam, że mam dawać więcej, bo "inni dają"

"Kolęda czy kontrola - usłyszałam, że mam dawać więcej, bo "inni dają"

canva.com

"Kolęda to niby czas błogosławieństw i rozmów o sprawach duchowych. Ale w tym roku poczułam się, jakbym była na jakimś spotkaniu korporacyjnym, gdzie ocenia się, ile jeszcze można z kogoś wycisnąć. Ksiądz z uśmiechem na twarzy zasugerował, że powinnam rozważyć "większe wsparcie dla parafii". A że ledwo wiążemy koniec z końcem - no cóż, tego już nikt nie chciał słyszeć".

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Czy naprawdę chodzi tylko o duchowość

Jak co roku, z radością przyjęłam księdza po kolędzie. Znacie to – dom posprzątany jak nigdy, dziecko pilnuje, żeby nie wysypać chipsów, a mąż w końcu przestał klnąć, przynajmniej na te pół godziny. Ksiądz przyszedł, pomodlił się z nami i wszystko było w porządku, dopóki nie zaczęliśmy rozmowy o parafii.

Najpierw padło kilka miłych słów o tym, jak ważna jest nasza wspólnota, jak dobrze, że wciąż tak licznie uczestniczymy w mszach. Myślałam, że na tym zakończymy, ale nie. Ksiądz nagle przeszedł do meritum:

Wiecie, inne rodziny, choć wcale nie mają więcej, potrafią hojniej wesprzeć naszą parafię. Może warto by było pod tym kątem trochę się zastanowić?

No, i wtedy moje czoło zaczęło mi drgać jak zawsze, gdy czuję, że ktoś sugeruje mi coś, co już dawno przekracza moje możliwości.

Starsza kobieta modli się na różańcu canva.com

"Inni dają więcej, a wy..."

Nie wiem, czy ksiądz myśli, że ludzie w 2025 roku mieszkają w chatach z piernika, ale ja na co dzień stąpam twardo po ziemi. Rachunki rosną, dzieci mają potrzeby, a inflacja nas goni jak zły sen. Ale, według księdza, skoro inni "potrafią" dawać więcej, to chyba my też powinniśmy, prawda?

Sąsiadka, która miała kolędę dwa dni przede mną, opowiadała mi później:

Ksiądz mi powiedział, że to tylko kwestia priorytetów. No, przepraszam, ale jak mam do wyboru zapłacić za gaz albo dać na remont kościoła, to chyba wybór jest oczywisty!

Rozumiem remonty, rozumiem potrzeby parafii, ale może warto zacząć od zrozumienia, jak wygląda życie zwykłych ludzi.

Zbliżenie na dłonie księdza. Canva

Jeszcze błogosławieństwo czy już presja

Nie wiem, może ja jestem przewrażliwiona, ale mam wrażenie, że kolęda powoli traci swój duchowy wymiar. Zamiast spokojnej rozmowy o wartościach i wsparcia duchowego, dostajemy coś w stylu: "Dajcie więcej, bo inni dają!" Aż się chciało zapytać, czy ci "inni" przypadkiem nie mają drukarki do pieniędzy w piwnicy.

W międzyczasie koleżanka z pracy, która również miała kolędę, opowiadała mi, że ksiądz zasugerował im... sprzedaż samochodu! Wyobraźcie sobie:

No, wiecie, są ludzie, którzy potrafią zrezygnować z takich rzeczy, żeby wesprzeć Kościół.

Koleżanka tylko parsknęła śmiechem i powiedziała, że jak ksiądz sprzeda swój nowy SUV, to może się zastanowi.

Potrzeba większej empatii

Nie chodzi mi o to, żeby krytykować Kościół jako instytucję. Wiem, że każda parafia ma swoje potrzeby i wydatki. Ale czy nie powinno być w tym wszystkim więcej zrozumienia dla ludzi, którzy naprawdę mają ciężko? Kolęda to przecież nie moment na liczenie, kto dał więcej, a kto mniej. To czas na błogosławieństwo, rozmowę i wsparcie – również emocjonalne, nie tylko materialne.

Po całej tej sytuacji zaczęłam się zastanawiać, czy za rok w ogóle wpuścić księdza do domu. Bo jeśli kolęda ma wyglądać jak rozmowa z windykatorem, to może jednak podziękuję.

Mariola

Tak wygląda żona Grzesia Brauna od Gaśnicy. Połączyły ich wartości religijne i filmowe.
Źródło: facebook.com/grzegorz.michal.braun
Reklama
Reklama