"Miało być idealnie – wspólny zimowy wyjazd, górskie widoki, śnieżne szaleństwo i wieczory przy kominku. Ale zamiast tego, przed wyjazdem wpadliśmy w absurdalną sytuację, która przetestowała naszą przyjaźń. Znajomi uznali, że powinniśmy zapłacić więcej, bo "zarabiacie lepiej, więc to tylko sprawiedliwe".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
"To tylko drobna dopłata"
Planowanie wyjazdu zaczęło się niewinnie. Wspólnie wybraliśmy malowniczą chatę w górach, wymieniliśmy się pomysłami na atrakcje i uzgodniliśmy wstępny budżet. Wszystko szło świetnie, aż do momentu, gdy nasi znajomi – nazwijmy ich Magda i Tomek – postanowili rozdzielić koszty.
Wiecie, my mamy trochę trudniejszą sytuację, więc może wy dołożycie więcej
– rzuciła Magda z uśmiechem, który miał chyba sprawić, że nie zauważymy absurdu tej propozycji.
To tylko drobna dopłata
– dodał Tomek, jakbyśmy mieli dołożyć kilka złotych, a nie niemal połowę ich części kosztów.
Cóż, poczułam się, jakbyśmy właśnie weszli w jakąś nową formę znajomości: "przyjaźń oparta na zdolności kredytowej".
canva.com
Najlepsze przyszło później, kiedy grzecznie zasugerowaliśmy, że może warto podzielić koszty po równo, bo w końcu to wspólny wyjazd. Odpowiedź?
Ale przecież was stać! Nam byłoby trudniej, więc to tylko fair, że zapłacicie więcej.
Halo?! Czy teraz każdy znajomy robi analizę naszego konta przed wspólnym wyjazdem? Czy nasz wkład w przyjaźń zależy od tego, co mamy w portfelu? Może następnym razem, zamiast do chaty w górach, po prostu zorganizujemy zbiórkę na wakacje znajomych?
To brzmi jak jakiś żart. Czy to była wspólna wycieczka, czy oni pomylili cię z sponsorem?
– powiedziała moja przyjaciółka Ania, kiedy jej o tym opowiedziałam.
Przyjaźń to nie układ bankowy
Nie zrozumcie mnie źle – rozumiem, że ludzie mają różne sytuacje. Ale czy to znaczy, że mamy być automatycznie zobowiązani do pokrywania większych kosztów, tylko dlatego, że "możemy sobie na to pozwolić"?
Rozmawiałam z moim mężem, który skwitował to krótko:
Czuję się, jakbyśmy zamówili wspólnie pizzę, a oni zasugerowali, że zapłacimy za całą, bo zjedli tylko dwa kawałki.
Trafił w punkt. Przyjaźń to nie układ bankowy, w którym jedna strona wpłaca, a druga wypłaca, kiedy ma na to ochotę.
canva.com
Przyjaźń na testach wytrzymałości
Najbardziej boli mnie to, że cały sens wspólnych wyjazdów polega na współdzieleniu doświadczeń – nie tylko tych fajnych, ale i kosztów. Gdybyśmy zgodzili się na ich propozycję, to czy nadal moglibyśmy mówić o "wspólnym” wyjeździe?
Jak tak dalej pójdzie, to niedługo znajomi zaczną wystawiać faktury za swoją obecność
– rzuciła ironicznie moja koleżanka Kasia, kiedy podzieliłam się z nią swoją frustracją.
Ostatecznie powiedzieliśmy Magdzie i Tomkowi, że jeśli mamy płacić za siebie i za nich, to może jednak zorganizujemy urlop osobno. Nie byli zadowoleni, ale trudno – przyjaźń to nie jednostronna umowa, gdzie jedna strona korzysta, a druga ma tylko płacić.
Na przyszłość planuję dokładniej weryfikować, z kim chcę spędzać czas na wyjazdach. Bo, jak się okazuje, wspólne wakacje to nie tylko test cierpliwości, ale i test przyjaźni.
Małgorzata