"Partnerstwo w związku powinno opierać się na rozmowie, kompromisach i wzajemnym szacunku. Tak przynajmniej myślałam do momentu, kiedy mój partner postanowił zafundować sobie nowy samochód – używając naszych wspólnych pieniędzy – i nawet nie zapytał mnie o zdanie. Nie wiem, co bardziej mnie wkurzyło: fakt, że wydał pieniądze bez konsultacji, czy to, że teraz mamy w garażu pojazd, który wygląda jak statek kosmiczny z promocji”.
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
"Kochanie, zobacz, co kupiłem"
Cała historia zaczęła się w sobotę rano, kiedy mój partner wparował do domu z szerokim uśmiechem i oznajmił: "Mam niespodziankę!". W pierwszej chwili pomyślałam, że może kupił coś praktycznego – wiecie, odkurzacz, którym da się w końcu posprzątać samochód, albo nowe krzesła do kuchni. Ale nie. "Chodź na podjazd, zobaczysz!"
Wychodzę, patrzę... i widzę samochód, który wygląda jak żywcem wyjęty z katalogu tuningowych koszmarów. "I jak? Podoba ci się?" – zapytał, z dumą oklepując maskę. Podoba?! Może gdybym była fanem wyścigów ulicznych albo miała 19 lat. Ale teraz?!
Materiał partnera
"A może chciałbyś, żebym najpierw dostała zawału"
Pierwsze, co wykrztusiłam, to: "Ile to kosztowało?". A wiecie, co usłyszałam?
Kochanie, przecież to wspólna inwestycja!
WSPÓLNA? Czy ja brałam udział w jakimkolwiek procesie decyzyjnym? Czy ktoś pytał mnie, czy wolę nowy samochód, czy może lepiej w końcu zrobić remont łazienki? Nie.
Spokojnie, to tylko auto, będziesz zachwycona, jak nim pojeździsz
– próbował mnie uspokoić. Problem w tym, że ja wcale nie planuję nim jeździć. Zwłaszcza że siedzenia wyglądają, jakby były obite czymś, co przypomina lateksową wersję skóry węża.
"Co z nami nie tak, że to nie przeszło przez twoją głowę"
Nie ukrywam, że musiałam ochłonąć. Zastanawiałam się, czy to ja jestem przewrażliwiona, czy może on naprawdę uznał, że ma prawo podjąć taką decyzję w pojedynkę. Rozmawiałam o tym z moją koleżanką Kasią, która skwitowała to w swoim stylu:
Facet kupuje auto, bo myśli, że to 'logiczne'. Logiczne by było, gdyby najpierw pomyślał o wspólnych priorytetach!
I wiecie co? Ona ma rację. Nie chodzi mi o to, żeby pytał mnie o zgodę na każdą pierdołę. Ale decyzja tego kalibru to chyba coś, co powinno zostać omówione. Może następnym razem pójdę sama do salonu i kupię zestaw nowych mebli do salonu, bo "uznałam, że to świetny pomysł"?
zdjęcie ilustrujące/Canva
Samochód początkiem końca
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że on naprawdę nie widzi problemu.
Przecież to dla nas, żebyśmy mieli lepsze auto!
– tłumaczył. Cóż, gdyby to auto miało miejsce na foteliki dla dzieci albo przynajmniej bagażnik, który pomieści coś więcej niż siatkę z zakupami, to może bym uwierzyła.
Zamiast tego mamy samochód, który wygląda jak z filmu o wyścigach, a jego jedynym praktycznym zastosowaniem jest to, że pewnie ściągnie na nas zazdrosne spojrzenia sąsiadów. Gratuluję, Marcin, ale nie o to chodziło.
Na razie postanowiłam zrobić coś, co on najwyraźniej zapomniał zrobić – porozmawiać. Powiedziałam mu wprost, że takie decyzje wymagają konsultacji, bo inaczej nie ma mowy o współpracy w związku.
Jeśli mamy być drużyną, to następnym razem najpierw mnie zapytasz, zanim zrobisz coś podobnego
– oznajmiłam.
Czy dotarło? Nie wiem. Na razie wciąż stoi na podjeździe i patrzy na to swoje "dzieło", jakby odkrył Amerykę. A ja? Cóż, może następnym razem wydam pieniądze na coś, co naprawdę sprawi mi radość. Jakieś egzotyczne wakacje. Albo nową szafę. I zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni.
Magda