"Do Wielkanocy zostało jeszcze sporo czasu, a mój mąż już teraz zdążył zafundować mi temat do kłótni, który idealnie nadaje się na rodzinny dramat roku. Kiedy poruszyłam temat planowania świąt, stwierdził, że moich rodziców w tym roku 'lepiej nie zapraszać'. Bo ich nie lubi. Że to niby on jest dyrektorem rodzinnego biura zaproszeń".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
"Nie zaprosimy ich, bo ich nie lubię"
Wszystko zaczęło się od niewinnego pytania: "Zastanawiałeś się już, jak zorganizujemy Wielkanoc?". Liczyłam na luźną rozmowę o świątecznym menu, może o tym, czy w tym roku postawić na tradycyjne mazurki czy spróbować czegoś nowego. Ale zamiast tego usłyszałam:
Tylko twoi rodzice nie przychodzą. Nie chcę ich zapraszać.
Zdębiałam. "Dlaczego?" – zapytałam, mając nadzieję na jakieś konkretne wyjaśnienie. "Bo ich nie lubię" – odpowiedział mąż, jakby to było najbardziej oczywiste na świecie.
No dobrze, może moja mama faktycznie czasem za bardzo wczuwa się w rolę szefowej kuchni i rzuca uwagi typu "To ciasto mogło być bardziej wilgotne". A tata? No cóż, jego ulubioną rozrywką podczas świąt jest zasypianie na kanapie przy telewizorze. Ale czy to powód, żeby wykluczyć ich z rodzinnych świąt?
"Do Wielkanocy jeszcze tyle czasu, po co o tym myślisz"
Gdy zaczęłam drążyć temat, mój mąż próbował zmienić front.
Do Wielkanocy jeszcze kilka miesięcy, po co teraz się o to kłócić?
– rzucił.
A ja się pytam: czy to nie jest najlepszy moment, żeby wszystko ustalić? Jeśli zaczekam do tygodnia przed świętami, to usłyszę, że "już za późno, żeby zmieniać plany". Wiem, jak to działa. Takich rzeczy nie zostawia się na ostatnią chwilę, zwłaszcza kiedy w grę wchodzą rodzinne emocje.
"Twoja mama mnie poucza, a twój tata ignoruje"
W końcu wyciągnęłam z niego konkrety.
Twoja mama zawsze komentuje, co robię. Twój tata nawet się nie wysila, żeby udawać, że mnie słucha. Po prostu siedzi w fotelu i patrzy w telewizor
– wyliczał z irytacją.
No dobrze, może moja rodzina nie jest idealna. Ale czy czyjaś jest? Jego mama, która zawsze przynosi "swoje lepsze ciasto" i potem dąsa się, że nikt go nie zjadł? Albo jego tata, który co roku pyta mnie, dlaczego nie używam "tradycyjnych" przypraw, jak maggi? Ale czy ja kiedykolwiek powiedziałam, że ich nie zapraszam, bo mnie denerwują? Nie. Bo rozumiem, że święta to czas dla rodziny, a nie konkurs na to, kto jest najmniej irytujący.
Rodzina to nie lista gości, którą można edytować
Podzieliłam się tą historią z moją przyjaciółką Anią, która skwitowała to jednym zdaniem:
Twój mąż chyba zapomniał, że jak się ożenił, to przyjął twoją rodzinę w pakiecie.
I dokładnie tak to widzę. Rodzina to pakiet, który się akceptuje, nawet jeśli nie wszystko w nim jest idealne.
Czy naprawdę można „nie zapraszać” czyichś rodziców, bo ma się z nimi jakieś drobne zgrzyty? Czy to naprawdę takie trudne spędzić kilka godzin w ich towarzystwie, zjeść żurek i porozmawiać o czymkolwiek innym niż to, co nas wkurza?
Na razie postanowiłam postawić sprawę jasno. Moi rodzice przyjdą na Wielkanoc, czy mojemu mężowi się to podoba, czy nie.
To są moje święta tak samo jak twoje i oni są moją rodziną. Nikt nie musi być najlepszym kumplem, ale odrobina uprzejmości to chyba minimum
– powiedziałam.
Czy mój mąż to zaakceptował? Na razie mruknął coś pod nosem, ale wiem, że temat jeszcze wróci. Ale jedno jest pewne: nie pozwolę, żeby ktoś wykluczał moich rodziców z naszego życia, tylko dlatego, że ich nie lubi.
Katarzyna