"Każdego dnia staram się ogarniać dom, dzieci, pracę, a jeszcze mam wyglądać jak gwiazda i organizować romantyczne kolacje przy świecach. Mój mąż uważa, że 'przestałam się starać'. A ja po prostu nie mam już energii na bycie idealną żoną z reklam. I to ja jestem winna, że nasze małżeństwo nie wygląda jak filmowe love story".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Kiedyś świeczki i sukienki, dziś dres i Netflix
Pamiętam początki naszego związku. Kolacje w restauracjach, romantyczne wieczory przy świecach, a ja w sukienkach i na szpilkach, jakbym dopiero co wyszła z magazynu mody. Ale wiecie, co jest ciekawe? Wtedy nikt nie mówił mi: "Dlaczego jesteś zmęczona?". Bo nie miałam na głowie sterty prania, listy zakupów i dzieci, które w środku nocy chcą, żebym opowiedziała im historię o "piesku, który jeździł na deskorolce".
Teraz romantyczne kolacje wyglądają tak, że siadamy przed telewizorem z pizzą, bo po prostu brak siły na gotowanie trzech dań. A jeśli mąż chce świeczek, to proponuję mu świeczkę zapachową w łazience. Ale on twierdzi, że "to nie to samo". No pewnie, bo kiedyś nie miałam prania do zrobienia, a teraz to ja jestem królową kosza na brudy.
"Przestałaś się starać" – no proooszę cię...
Ostatnio usłyszałam od męża:
Przestałaś się starać.
Aż mnie zatkało. Nie wiem, czy on zdaje sobie sprawę, jak wygląda mój dzień. Praca, dzieci, ogarnianie domu, zakupy, a potem jeszcze on z tekstem: "A może byśmy spędzili trochę czasu razem?". Oczywiście, kochanie, ale najpierw powiedz mi, co mam zrobić z tym bałaganem w salonie i kto zrobi kolację. Bo ja już ledwo stoję na nogach.
Wiesz, może on po prostu tęskni za tym, jak było na początku
– powiedziała mi przyjaciółka Anka, kiedy opowiadałam jej o tej rozmowie. Może tęskni, ale dlaczego ja mam udawać, że życie jest jak z komedii romantycznej, skoro w rzeczywistości to raczej mieszanka survivalu i domowego chaosu?
Czyli tylko żona powinna się starać
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Czy naprawdę tylko ja mam się starać? Czy nie byłoby fajnie, gdyby mąż zrobił coś, co sprawiłoby, że znów poczuję się jak w tych pierwszych latach? Na przykład – posprzątał mieszkanie. Albo zaproponował, że zrobi zakupy i ugotuje obiad. Bo wiecie, łatwo mówić o "przestawaniu się starać”", kiedy samemu można spokojnie zrelaksować się na kanapie.
Mężczyźni myślą, że małżeństwo to taki wieczny serwis
– powiedziała kiedyś moja ciotka Krysia. I chyba miała rację. Ale jak im wytłumaczyć, że kobieta też potrzebuje odpoczynku? Bo jeśli mamy znowu "starać się w małżeństwie", to może zaczniemy od tego, że obie strony będą w tym uczestniczyć?
Nie, nie mówię o przerwie w małżeństwie, tylko o przerwie w "perfekcyjności". Może zamiast próbować być idealną żoną, która zawsze wygląda świetnie i ma wszystko pod kontrolą, po prostu powiem:
Dziś robię sobie wolne.
I zamiast robić kolację, usiądę z książką i herbatą, a mąż niech sam ogarnie dzieci i sprzątnie kuchnię. Bo wiecie, równouprawnienie powinno działać w obie strony, prawda?
Podsumowując: staram się, jak mogę. Ale jeśli mąż chce więcej romantyzmu, to niech zacznie od tego, żeby zapytać:
Kochanie, czym mogę ci dzisiaj pomóc?
Może wtedy znowu poczuję, że mam siłę na coś więcej niż tylko przetrwanie kolejnego dnia.
Izabela