"Babcia i wnuki – to połączenie, które potrafi rozbroić każdy rodzicielski autorytet. U mnie w domu wygląda to tak: dzieci wracają od babci z torbą pełną niepotrzebnych zabawek, kilogramem słodyczy i przekonaniem, że mogą mieć wszystko, o co poproszą. A ja zostaję z bałaganem, przeładowanym regałem i walką o to, żeby dzieci znów zaczęły rozumieć słowo 'nie'".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Babcia – największy sponsor moich dzieci
Jeśli ktoś myśli, że największym problemem w wychowywaniu dzieci jest wybranie odpowiedniej szkoły czy nauczenie ich jedzenia warzyw, to znaczy, że nigdy nie miał do czynienia z babcią, która uwielbia "rozpieszczać wnuki". Moja mama (czyli babcia roku według moich dzieci) ma wyjątkowy talent do tego, by zaspokajać każdą ich zachciankę – i to natychmiast. Chcą kolejną lalkę? Proszę bardzo. Samochód sterowany? Nie ma sprawy. Na urodziny dostali tablet, bo "babci wydawało się, że taki mają, ale inny". Inny?! Tablet to tablet!
Ostatnio córka wróciła od babci z… różową miniaturką kucyka, który rusza głową i mówi. Mówi! Nie mam pojęcia, dlaczego ktoś uważa, że dzieci tego potrzebują, ale oczywiście kucyk już z nami został.
To przecież tylko drobiazg
– mówi babcia z uśmiechem, gdy próbuję wyjaśnić, że mamy za dużo takich "drobiazgów".
"Babcia nas kocha bardziej, bo nigdy nie mówi nie"
Najgorzej jest wtedy, kiedy dzieci zaczynają porównywać.
Babcia nigdy nie mówi nie!
– rzucił ostatnio mój syn, kiedy próbowałam wytłumaczyć, dlaczego nie będziemy jeść lodów przed obiadem. Cóż, mogę się zgodzić z jednym – babcia rzeczywiście nigdy nie mówi "nie". Ale co ja mam teraz zrobić? W ich oczach jestem tym „złym policjantem”, a babcia to superbohaterka, która zawsze ma kieszenie pełne czekoladek.
No co ja poradzę, że nie mogę im odmówić? Przecież dzieciństwo jest od tego, żeby było kolorowe!
– tłumaczy się mama, kiedy próbuję jej powiedzieć, że to już przesada. Jasne, kolorowe. Tylko szkoda, że potem ja muszę tłumaczyć dzieciom, dlaczego nie mogą mieć wszystkiego na zawołanie.
Babcie – kochane, ale z umiarem
Powiedzmy sobie szczerze – postawienie granic babci, która rozpieszcza wnuki, to wyzwanie równe podjęciu decyzji, czy lepiej rozmawiać z dzieckiem o pszczółkach czy o kupowaniu ekologicznych warzyw. Babcia się nie obraża, ale szybko zmienia temat.
Oj, nie przesadzaj, ja tylko chcę im sprawić radość
– powtarza. A jak spróbuję być bardziej stanowcza, to nagle mam do czynienia z całą "wykładnią moralną", z której wynika, że to ja jestem okropna i pozbawiam dzieci radości życia.
Ostatnio koleżanka poleciła mi spróbować metody, którą sama stosuje. "Daj jej listę rzeczy, które mogą kupować dzieciom" – powiedziała. Świetny pomysł, prawda? Niestety, moja mama zinterpretowała to jako "listę inspiracji". I zamiast jednej rzeczy z listy, wnuki dostały pięć. Także ten…
Czy można "naprawić" sytuację z babcią? Pewnie tak, ale to wymaga cierpliwości i stałego przypominania, gdzie leżą granice. Na razie staram się prowadzić z mamą długie rozmowy i powoli zmieniać jej nastawienie. Czy działa? Cóż, ostatnio zamiast nowego tabletu kupiła dzieciom... klocki, więc chyba jest nadzieja.
Ale jedno wiem na pewno – bez względu na wszystko, babcia zawsze będzie trochę rozpieszczać swoje wnuki. To jej prawo. Moje prawo to natomiast walka o równowagę, a może nawet lekka manipulacja w dobrą stronę ("Czy naprawdę muszą mieć piątego kucyka, mamo?"). Na szczęście wiem, że wszyscy mamy ten sam cel – szczęśliwe dzieci. Nawet jeśli oznacza to kolejną rundę rozmów przy kawie na temat granic i prezentów.
Izabela