"Kończy się przerwa świąteczna, a ja już boję się szkoły bardziej niż dzieci"

"Kończy się przerwa świąteczna, a ja już boję się szkoły bardziej niż dzieci"

"Kończy się przerwa świąteczna, a ja już boję się szkoły bardziej niż dzieci"

canva.com

"Święta ledwo się skończyły, jeszcze choinka stoi w kącie, a ja już czuję nadchodzący stres. Nie, to nie dzieci martwią się powrotem do szkoły – to ja. Kartkówki, sprawdziany, prace domowe, a przede wszystkim wstawanie o świcie – to wszystko nie brzmi jak próba charakteru dla rodziców. Mam ochotę napisać petycję do ministra edukacji, żeby dzieci wracały do szkoły najwcześniej o 10 rano, bo naprawdę nie wiem, jak to przetrwać".

Reklama

Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

"Mamo, kiedy wracamy do szkoły" – radość dzieci kontra moja panika

Wczoraj mój 10-letni syn Jacek zapytał mnie z uśmiechem:

Mamo, kiedy wracamy do szkoły? Już się trochę nudzę.

Nudzisz się?! Ja bym mogła mieć przerwę świąteczną jeszcze przez miesiąc – bo wiecie, w czasie tej przerwy dzieje się magia: nie trzeba wstawać o 6:30, nikt nie pyta mnie, ile to jest 7 razy 8, a największym wyzwaniem jest to, żeby nikt nie zjadł wszystkich pierników na raz.

Natomiast wizja poniedziałkowego poranka sprawia, że czuję się jak przed startem w maratonie.

Mamo, spakowałaś mi zeszyty?
Mamo, co to znaczy "proszę wyjaśnić w punktach"
Mamo, a gdzie jest mój strój na WF?

– tak, to moja przyszłość już za kilka dni.

Dziewczynka ubiera buty canva.com

Szkolny chaos zaczyna się jeszcze przed śniadaniem

Dla mnie najgorsze w powrocie do szkoły nie są nawet sprawdziany czy prace domowe. Najgorsze jest wstawanie. Kiedy podczas przerwy świątecznej mogłam spać do 8:00, czułam się jak królowa życia. Ale szkoła? To oznacza budzik o 6:30 (a czasem nawet wcześniej, bo Jacek ostatnio postanowił, że chce "spokojnie zjeść śniadanie").

"Ale przecież to tylko godzina różnicy" – powiedział mój mąż Piotrek, gdy skarżyłam się na te poranne pobudki. Jasne, godzina. Tylko że dla mnie to godzina snu, której nie odzyskam nigdy więcej.

Dzieci za to mają swoje rytuały. Zosia, moja 7-letnia córka, potrafi spędzić 15 minut na wybieraniu gumki do włosów, bo "wszystkie są nie takie". Jacek z kolei codziennie zapomina, gdzie zostawił plecak. W efekcie zanim wyjdziemy z domu, jestem bardziej zmęczona niż po całym dniu pracy.

Kartkówki to horror – ale dla mnie, nie dla nich

Wieczorami zaczyna się etap drugi: "Mamo, pomóż mi w matematyce". Niby powinnam się cieszyć, że dzieci chcą się uczyć, ale czuję, że od czasów mojej szkoły wszystko się zmieniło. Ostatnio Jacek pokazał mi zadanie z treścią, a ja po prostu zamarłam. Serio, kto wymyśla te rzeczy?

"Jeśli pociąg wyjeżdża o 8:30 z jednego miasta, a drugi o 9:15 z innego, to kiedy się spotkają?". No nie wiem, może zapytajmy Google Maps?

Dziewczynka wysiada z samochodu canva.com

Kiedyś kartkówki były dla dzieci, teraz to rodzice muszą się stresować

– powiedziała moja przyjaciółka Ewa, która ma syna w liceum. I wiecie co? Ma rację. Dzieci piszą sprawdzian, a ja przeżywam, bo wiem, że jeśli coś pójdzie nie tak, to usłyszę:

Mamo, to ty źle mi wytłumaczyłaś.

Czasem zastanawiam się, czy to ja za bardzo dramatyzuję, czy może naprawdę życie rodzica szkolniaka to ciągła walka o przetrwanie. Mój mąż twierdzi, że powinnam wyluzować, ale wiecie, kto odrabia z dziećmi wszystkie lekcje? Tak, dokładnie – ja.

Może powinnam podejść do tego na luzie, ale jak tu zachować spokój, kiedy co chwilę słyszysz: "Mamo, a jutro jest kartkówka z przyrody, co to jest fotosynteza?".

Katarzyna

Wybielanie zębów z Danielem, angielska rozmowa z Andrzejem i trening z Karolem. Tego chcą internauci dla Orkiestry Jurka
Źródło: instagram.com/sekcjagimnastyczna/
Reklama
Reklama