"Myślałam, że największym problemem podczas niedzielnego obiadu będzie, czy ziemniaki wystarczą dla wszystkich. Ale nie: okazało się, że nic tak nie rozgrzewa rodzinnych dyskusji jak... sernik. A konkretnie – sernik z rodzynkami. Mój szwagier, samozwańczy ekspert kulinarny, postanowił zniszczyć nie tylko moje ciasto, ale i resztki mojego spokoju".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Rodzynki – dramat na stole
Sernik z rodzynkami to moja specjalność. Piekę go od lat, a moja teściowa co niedzielę mówi, że "lepszego ciasta w życiu nie jadła" (choć mówi to o każdym wypieku, jaki przynoszę). Tym razem też pełna dumy postawiłam sernik na stole, a tu nagle...
Rodzynki? Serio?!
– rzucił mój szwagier Przemek, patrząc na ciasto jak na coś, co wyciągnięto z laboratorium, a nie z piekarnika.
"Tak, z rodzynkami" – odpowiedziałam z uśmiechem, próbując zachować spokój. Ale Przemek już się rozpędzał.
Kto w ogóle wymyślił, żeby wrzucać takie rzeczy do sernika? To jak dodawanie keczupu do kawy – kompletnie bez sensu!
W tym momencie stół ucichł, a wszyscy spojrzeli na mnie. Próbowałam się śmiać, bo przecież nie warto kłócić się o ciasto, ale Przemek kontynuował:
To nawet nie chodzi o gust. Po prostu obiektywnie – rodzynki psują wszystko, do czego się je wrzuci.
"Przemek, uspokój się, to tylko ciasto" – ale gdzie tam
Na szczęście teściowa szybko próbowała załagodzić sytuację. "Przemek, uspokój się, to tylko ciasto. Jak nie chcesz, to nie jedz" – powiedziała, podając mu kawałek bez słynnych rodzynek (chociaż pewnie i tak znalazłby pretekst, żeby się czepiać).
Ale Przemek był w swoim żywiole.
Nie, no, serio, uważam, że pewne rzeczy powinny być zakazane. Sernik to świętość, a rodzynki to jak wrzucenie gruzu do betonu – niepotrzebny balast!
Wtedy już nie wytrzymałam.
Przemek, to po prostu sernik, a nie referendum o przyszłość Polski! Jak ci nie pasuje, możesz zrobić własne ciasto na następny obiad.
Oczywiście Przemek tylko wzruszył ramionami i rzucił coś w stylu: "Kiedyś ci to wybaczę".
Walka o rodzynki niczym III wojna światowa
Po obiedzie poszłam ochłonąć do kuchni i tam znalazła mnie moja siostra (czyli żona Przemka). "Kinga, nie przejmuj się, on tak ma. Jak coś mu nie pasuje, to musi wszystkim powiedzieć" – westchnęła.
Ale dlaczego akurat rodzynki?! Mogłyby to być ziemniaki, ogórki, cokolwiek. Ale sernik? Co mu zrobiło to biedne ciasto?
– zapytałam.
"Nie wiem, może trauma z dzieciństwa. Podobno kiedyś ktoś dał mu batonika z rodzynkami i myślał, że to czekolada. Od tamtej pory ich nienawidzi" – odpowiedziała z uśmiechem.
A ja zaczęłam się zastanawiać: czy przypadkiem Przemek nie ma racji? Czy rodzynki naprawdę są tak kontrowersyjne? A może to my, ich zwolennicy, jesteśmy mniejszością, która musi walczyć o swoje prawa?
Postanowiłam, że następnym razem przyniosę coś absolutnie neutralnego. Może sernik bez rodzynków, bez skórki, bez cukru. Może nawet bez sera. Tak, to będzie idealne rozwiązanie – "powietrzny sernik", który nie obrazi niczyjego gustu.
A tak na serio, nie zamierzam zmieniać swoich zwyczajów tylko dlatego, że ktoś ma problem z rodzynkami. Jeśli komuś nie smakuje, to przecież może odmówić, prawda? Ale muszę przyznać, że od tej pory patrzę na rodzynki z nieco większym sentymentem. To chyba jedyne owoce, które mogą wywołać kłótnię przy stole.
Kinga