"Kiedyś byłam ambitną kobietą z perspektywami na świetną karierę. Ale kiedy zaszłam w ciążę, zdecydowałam się na pełnoetatowe macierzyństwo. Chciałam być dla swoich dzieci, chciałam, żeby miały najlepszy start w życiu. Dziś, po latach, siedzę w kuchni przy stole i zadaję sobie jedno pytanie: 'Czy to wszystko miało sens'. Czuję się przemęczona, niewidzialna i, co najgorsze, kompletnie niedoceniona".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
"Miałaś wszystko, po co ci było siedzenie w domu"
Jeszcze przed ślubem pracowałam w dynamicznej firmie i naprawdę to lubiłam. Dobre pieniądze, ciekawe projekty, perspektywa awansu – wszystko to miałam na wyciągnięcie ręki. Gdy zaszłam w ciążę z pierwszym dzieckiem, myślałam, że szybko wrócę do pracy, bo przecież "kobiety potrafią pogodzić wszystko".
Ale wtedy zaczęły się rozmowy z mężem.
Marysia, może lepiej zostań w domu na dłużej? Ktoś musi być z dzieckiem, a ja mam teraz dużo pracy i nie dam rady cię odciążyć
– mówił. Uznałam, że ma rację. A potem urodził się nasz drugi syn, i decyzja, by zostać w domu, stała się czymś oczywistym.
Nie zrozumcie mnie źle – kocham swoje dzieci nad życie. Ale czasami czuję, że całkowicie zatraciłam siebie. Moja znajoma, która kiedyś pracowała ze mną w biurze, powiedziała mi niedawno:
Marysia, ty miałaś takie możliwości! Po co ci było siedzenie w domu?
Zabolało, ale czy miała rację?
"Mamo, co ty w ogóle robisz przez cały dzień"
Najgorsze jest to, że nawet moje dzieci czasem zdają się mnie nie doceniać. Ostatnio usłyszałam od starszego syna:
Mamo, co ty w ogóle robisz przez cały dzień? Tylko gotujesz i sprzątasz!
To było jak policzek.
Przecież ja poświęcam się dla nich całkowicie. Codziennie wstaję pierwsza, robię śniadania, ogarniam szkołę, lekcje, treningi, pranie, zakupy, obiady. Zawsze jestem na posterunku, kiedy trzeba. A mimo to mam wrażenie, że wszyscy traktują to, co robię, jak coś oczywistego. Jakby to była moja "powinność", a nie praca, która wymaga wysiłku i poświęcenia.
Kiedy powiedziałam o tym mężowi, wzruszył ramionami i rzucił: "Ale przecież sama tego chciałaś, prawda?". Prawda? No właśnie – nie jestem już pewna.
"Wróć do pracy, jeśli ci źle" – ale to nie takie proste
Czasami myślę, żeby wrócić na rynek pracy. Ale łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Ostatnio, podczas spotkania ze znajomą, poruszyłam ten temat.
Marysia, jeśli czujesz się niedoceniona, to wróć do pracy. Pokaż, że potrafisz!
– powiedziała.
I choć chciałabym, to wiem, że to nie takie proste. Minęło prawie 10 lat, od kiedy ostatni raz byłam w biurze. Technologie się zmieniły, wymagania się zmieniły, ja sama się zmieniłam. Zresztą, kto mnie teraz zatrudni, skoro w moim CV jest wielka dziura?
Firmy zaczynają doceniać mamy wracające na rynek pracy
– przeczytałam ostatnio w artykule. Tylko że jakoś nie widzę, żeby te "doceniające firmy" waliły do mnie drzwiami i oknami.
Nie żałuję czasu, który poświęciłam dzieciom. Ale żałuję, że pozwoliłam, by inni – nawet moja własna rodzina – traktowali to jako coś "oczywistego". Chciałabym cofnąć czas i ustawić granice, jasno powiedzieć:
Robię to z miłości, ale wymagam szacunku i wsparcia.
Teraz zastanawiam się, jak wrócić do siebie, jak odzyskać poczucie własnej wartości. Czy jest na to szansa po tylu latach? Nie wiem. Ale wiem, że nie mogę pozwolić, by to uczucie niedocenienia zdominowało resztę mojego życia.
Marysia