"Za każdym razem, kiedy organizuję rodzinne spotkanie, w moim portfelu robi się coraz bardziej pusto. Brat i jego żona, mimo że zarabiają krocie, nigdy nie dorzucają się do kosztów. A ja zaczynam mieć dość. Nie wiem, czy to normalne, że zarabiając najmniej w rodzinie, muszę ciągle wszystko finansować".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
"Ty zawsze tak świetnie wszystko organizujesz"
Mam na imię Dorota, mam 39 lat, dwójkę dzieci i pracę, która pozwala mi ledwo wiązać koniec z końcem. Mój brat Tomek jest ode mnie o 4 lata starszy, mieszka z żoną i dwójką dzieci w pięknym domu na przedmieściach. Oboje pracują w branży IT, mają wielkie samochody, egzotyczne wakacje dwa razy w roku i jeszcze inwestują w nieruchomości. A mimo to, gdy przychodzi do organizacji rodzinnych spotkań, zawsze kończy się na tym, że to ja wszystko opłacam.
Dorota, ty zawsze tak świetnie wszystko organizujesz!
– mówi mi brat, kiedy po raz kolejny proponuję, żebyśmy podzielili się kosztami. A potem dodaje: "Przywieziemy deser!". Deser. W sytuacji, gdy ja wydaję kilkaset złotych na jedzenie, napoje i wszystko inne.
Nie ukrywam, że zaczyna mnie to doprowadzać do szału.
Kiedyś mi to nie przeszkadzało
Nie zawsze tak było. Kiedyś nawet lubiłam te spotkania – miałam poczucie, że mogę być "tą ciepłą, rodzinną siostrą", która łączy wszystkich przy jednym stole. Ale kiedy Tomek i jego żona zaczęli coraz bardziej obnosić się ze swoim bogactwem, poczułam, że coś tu jest nie tak.
Nowy samochód? Jasne. Kolejny remont? Czemu nie. A ja? Ja kombinuję, jak opłacić wycieczkę szkolną mojego syna, a jednocześnie zorganizować święta, bo przecież „"wszyscy lubią, jak są u Doroty".
Kiedy ostatnio zapytałam brata wprost, czy mógłby dorzucić się do kosztów, wzruszył ramionami i odpowiedział:
Przecież nie zmuszamy cię, żebyś nas zapraszała.
Poczułam, jakbym dostała w twarz.
"Rodzina nie powinna tak robić"
Rozmawiałam o tym z moją przyjaciółką Asią. Powiedziała coś, co długo dźwięczało mi w głowie:
Dorota, oni cię wykorzystują. Rodzina nie powinna tak robić.
Zaczęłam się nad tym zastanawiać i doszłam do wniosku, że Asia ma rację.
Dlaczego to ja, zarabiając najmniej, mam być tą, która bierze na siebie cały ciężar organizacji? Czy naprawdę rodzina powinna działać w taki sposób, że jedna osoba haruje, a reszta tylko korzysta?
Może oni po prostu uważają, że to twój obowiązek. Ludzie często nie zauważają, jak bardzo ich wygoda rujnuje czyjeś życie
– powiedział mi inny znajomy, kiedy podzieliłam się swoją frustracją.
Postanowiłam to przerwać
Kilka tygodni temu podjęłam decyzję – koniec z byciem rodzinną sponsorką. Gdy Tomek zadzwonił z pytaniem, czy organizuję w tym roku Wielkanoc, odpowiedziałam krótko: "Nie, w tym roku to wy coś zorganizujcie". Było cicho przez kilka sekund, a potem usłyszałam: „Ale przecież ty zawsze to robisz!”.
Nie wiem, co mnie bardziej zabolało – to, że Tomek uznał, że organizacja tych spotkań to mój obowiązek, czy to, że nawet nie zapytał, czy w ogóle mnie na to stać. Powiedziałam jasno:
Tomek, nie stać mnie na to. Jeśli chcecie się spotkać, musicie pomóc z kosztami.
Tomek był wyraźnie niezadowolony. Jego żona próbowała żartować: "Dorota, przestań, ty przecież kochasz takie rzeczy!". Ale ja tym razem nie odpuściłam. Jasno powiedziałam, że albo dzielimy się kosztami, albo nie będzie żadnych spotkań.
Czy się obrazili? Pewnie trochę tak. Czy było mi przykro? Bardzo. Ale czuję, że w końcu zrobiłam coś dla siebie. Po raz pierwszy od dawna nie czuję się jak frajerka, która daje się wykorzystywać.
Rodzina to nie jest miejsce, gdzie jedna osoba ciągle daje, a reszta tylko bierze. Czasem trzeba postawić granice, nawet jeśli to boli.
Dorota