"Każdego roku słyszę te same słowa: „W Nowym Roku obiecuję, że będę więcej pomagał w domu”. I co roku scenariusz wygląda identycznie – chwilowy zryw, kilka dni większego zaangażowania, a potem wszystko wraca do 'normy'. Znowu ja latam z mopem, robię zakupy, ogarniam dzieci, a mój mąż Piotr zawsze znajdzie wymówkę, żeby nic nie zrobić. Tym razem powiedziałam sobie, że nie uwierzę w te obietnice, dopóki nie zobaczę prawdziwych zmian".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Obietnice, które słyszę co roku
Zawsze to samo – pod koniec grudnia Piotr patrzy na mnie z przepraszającym uśmiechem i mówi:
Wiem, że ostatnio za dużo na ciebie spadło. W Nowym Roku to się zmieni. Obiecuję, że będę bardziej pomagał w domu.
Na początku to działało – wierzyłam, że rzeczywiście coś się zmieni. Ale teraz? To brzmi jak pusta formułka.
W zeszłym roku mówił dokładnie to samo. I co z tego wyszło? Kilka razy wstawił pranie, dwa razy wyrzucił śmieci i zrobił zakupy, gdy już naprawdę nie miał wyboru. Reszta znowu była na mojej głowie. Pamiętam, jak raz powiedziałam:
Piotrek, mógłbyś w końcu umyć podłogę, bo ja już nie mam siły.
Spojrzał na mnie zaskoczony, jakbym właśnie poprosiła go o lot na Marsa, i rzucił:
Przecież tydzień temu wycierałem kurze!
Wymówki, które nigdy się nie kończą
Najbardziej irytujące jest to, że Piotr zawsze znajdzie jakąś wymówkę. Albo jest zmęczony po pracy, albo musi coś zrobić przy samochodzie, albo po prostu "nie zauważył, że jest bałagan". Dla mnie to jak codzienna walka z niewidzialnym przeciwnikiem. Gdy wracam zmęczona po całym dniu, marzę, żeby ktoś wziął na siebie chociaż część obowiązków. Ale Piotr zachowuje się, jakby dom sam się sprzątał, a obiad gotował się z powietrza.
Mój mąż robił dokładnie to samo. Obiecywał, że będzie pomagał, ale kończyło się na tym, że 'pomógł' raz na miesiąc. W końcu przestałam czekać i zaczęłam wymagać
– powiedziała mi ostatnio koleżanka, Iwona.
Chwilowe zrywy, które nic nie zmieniają
Oczywiście, Piotr ma swoje momenty. Na przykład w styczniu nagle zaczyna zmywać naczynia po każdym posiłku. Ale to trwa tylko kilka dni. Potem znów włącza tryb "zapominalskiego" i zostawia wszystko na później, czyli na mnie. Mam wrażenie, że jego zapał wygasa szybciej niż noworoczne fajerwerki.
Nie oczekuję, że nagle stanie się idealnym mężem i ojcem, który każdego dnia przejmuje połowę obowiązków. Ale chciałabym zobaczyć, że naprawdę się stara, że widzi, ile robię, i próbuje mnie odciążyć. Tymczasem mam wrażenie, że jego obietnice to tylko sposób na uspokojenie mojego niezadowolenia.
W tym roku postanowiłam, że nie będę już słuchać pustych słów. Powiedziałam Piotrowi wprost:
Jeśli chcesz, żebym uwierzyła, że coś się zmieni, pokaż mi to, a nie obiecuj.
Mam dość robienia wszystkiego sama i czekania na cud, który nigdy nie nadejdzie.
Nie wiem, czy w końcu się zmieni. Ale wiem jedno – nie mogę dłużej pozwalać, żeby wszystkie obowiązki domowe spadały na mnie. Jeśli nie zobaczę prawdziwego zaangażowania, będę musiała postawić sprawę jasno. Bo obietnice to za mało, kiedy brakuje działań.
Karolina