"Zaproszenie na świąteczną kolację brzmiało świetnie – chwila wytchnienia, brak gotowania na własną rękę, czas spędzony w towarzystwie znajomych. Wszystko zapowiadało się idealnie… do momentu, gdy usłyszałam, że to my mamy przynieść większość jedzenia. Nie jedno danie, nie deser, a praktycznie całą kolację. Mam wrażenie, że coś tu jest mocno nie w porządku, ale czy można to w ogóle powiedzieć na głos".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Zaproszenie, które zaskoczyło
Kiedy Magda i Dawid zaprosili nas na świąteczną kolację, poczułam ulgę. Po całym grudniowym szaleństwie myślałam, że to będzie świetna okazja, żeby spędzić święta w miłej atmosferze, bez stresu i gotowania.
Będzie kameralnie, przyjdźcie, odpoczniemy!
– mówiła Magda przez telefon.
Kilka dni później przyszła wiadomość, która mnie zaskoczyła:
Moglibyście przynieść kilka rzeczy? My ogarniemy stół i napoje, ale o jedzenie zadbajcie wy. W końcu najlepiej wam to wychodzi!
W pierwszej chwili pomyślałam, że chodzi o jeden czy dwa dodatki, ale lista, którą nam wysłali, była… ogromna. Barszcz, uszka, pierogi, sałatki, śledzie, ciasto, a nawet dodatkowe przekąski. Zrobiło się dziwnie, bo wyglądało na to, że mamy przygotować praktycznie całą kolację.
Oczekiwania, które nie mają końca
To nie pierwszy raz, kiedy Magda i Dawid zapraszają nas "na gotowe", ale później okazuje się, że to my musimy zadbać o całą oprawę. Dwa lata temu na grillu u nich przynieśliśmy dosłownie wszystko, łącznie z węglem i ketchupem. Wtedy machnęłam na to ręką – może nie mieli czasu, może zapomnieli. Ale święta? To zupełnie inna historia.
Gdy zapytałam Magdę, czy na pewno dobrze się zrozumieliśmy, tylko zaśmiała się:
No przecież kochasz gotować, a ja nie jestem dobra w te klocki. Będzie szybciej, jak zrobisz to ty. My zajmiemy się winem i atmosferą!
Poczułam, że coś we mnie pęka. Jak to możliwe, że zapraszają nas na święta, ale to my mamy dźwigać zakupy, gotować i jeszcze wszystko przywieźć?
U nas w rodzinie to samo. Teściowa zaprasza na obiad, ale zawsze mówi: przynieś ziemniaki, pieczeń i ciasto. To kto tu kogo zaprasza?
– opowiedziała mi koleżanka z pracy, Anka.
Koszty i odpowiedzialność tylko po naszej stronie
Przygotowanie takiej kolacji to nie tylko czas, ale też spory wydatek. Pierogi, ryby, słodkości – wszystko to kosztuje, zwłaszcza w okresie świątecznym. Dawid w rozmowie niby rzucił od niechcenia:
Zrobimy potem zrzutkę, jak coś.
Jak coś? Czyli co – zaprosili nas, ale jeszcze mamy dzielić się kosztami za jedzenie, które sami przygotujemy?
Czuję się, jakbym miała być szefową kuchni na ich świątecznej imprezie. Magda i Dawid chcą być gospodarzami, ale bez żadnej odpowiedzialności za świąteczny stół. Mam wrażenie, że w ich oczach to normalne, bo przecież "wy zawsze macie takie pyszne jedzenie". Tylko że święta to nie konkurs kulinarny.
Jestem rozdarta. Z jednej strony nie chcę robić dramy w okresie świątecznym, ale z drugiej mam poczucie, że to nie w porządku. Święta powinny być czasem wspólnego dzielenia się, a nie narzucania całego ciężaru na jedną stronę.
Myślę, że w tym roku po prostu zaproponuję, żeby każdy przyniósł po jednym daniu – tak, jak to robi większość ludzi. Jeśli Magda i Dawid nie zgodzą się na taką opcję, może lepiej zostanę w domu i spędzę święta z rodziną, niż czuć się wykorzystana. Bo magia świąt to jedno, ale szacunek to coś, czego nie powinno zabraknąć.
Karolina