"Planujesz miły wyjazd z przyjaciółmi, a potem okazuje się, że większość kosztów spada na ciebie – brzmi znajomo? Może kiedyś taki układ był do zaakceptowania, ale po kilku takich sytuacjach czuję, że zaczynam tracić cierpliwość. Znajomi zapraszają nas na wspólne ferie na narty, ale w głowie już widzę, jak to się skończy: rachunki dzielone 'jakoś tam', nasz portfel coraz lżejszy, a oni świetnie się bawią".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wspólne wyjazdy, które zawsze kończą się tak samo
Mam na myśli nasz9ych znajomych, Magdę i Piotra. Przyjaźnimy się od lat, często spędzamy razem czas, ale wspólne wyjazdy to dla mnie temat drażliwy. Zawsze kończy się tym samym: oni nigdy nie dzielą kosztów sprawiedliwie.
Ostatni przykład? Wakacje nad morzem. Wynajęliśmy razem domek, wszystko miało być po połowie. Ale Magda i Piotr twierdzili, że skoro mają dwójkę dzieci, a my jedno, to powinniśmy pokryć większą część kosztów, bo "zajmujemy mniej miejsca". Nie mieliśmy siły się kłócić, więc zapłaciliśmy. Potem, gdy przyszło do wspólnych zakupów, zawsze dziwnym trafem my płaciliśmy za zakupy spożywcze, a oni "dorzucali się później". Oczywiście, nigdy nie dorzucili.
canva.com
Teraz Magda dzwoni i mówi:
Słuchajcie, jedźmy razem na ferie na narty! Wynajmiemy fajny apartament, dzieci będą razem szaleć, a my się trochę zrelaksujemy.
Na samą myśl o tym zaczynam się stresować. Już widzę, jak znowu muszę tłumaczyć, dlaczego rachunek za wyciągi czy jedzenie powinien być podzielony po równo.
Dlaczego to zawsze my mamy więcej płacić?
Problem polega na tym, że Magda i Piotr zawsze mają jakieś "ale", gdy przychodzi do podziału kosztów. A to ich dzieci są starsze i "więcej jedzą", a to oni mają większy samochód i "więcej spalają", więc my powinniśmy dorzucić się do paliwa. Oczywiście, kiedy rachunek wychodzi na ich korzyść, wszystko jest w porządku.
Mój mąż, Bartek, ma już tego serdecznie dosyć.
Może po prostu nie jedźmy z nimi. Powiedzmy, że mamy inne plany
– mówi. Ale nie jest tak łatwo, bo Magda to moja przyjaciółka i wiem, że jeśli odmówię, będzie się obrażać. Już raz, gdy zrezygnowaliśmy z wyjazdu, usłyszałam: "Nie rozumiem, dlaczego zawsze musicie być tacy problematyczni".
Rozmawiałam o tym z moją siostrą, która powiedziała mi:
Dorota, musisz postawić granice. Albo jasno ustalacie zasady podziału kosztów przed wyjazdem, albo nie jedźcie. Inaczej znowu będziesz wracać wściekła.
canva.com
Czy przyjaźń powinna tak wyglądać?
Najbardziej boli mnie to, że Magda i Piotr zdają się w ogóle nie zauważać problemu. Dla nich wszystko jest w porządku, bo to my zawsze załatwiamy wszystko – od rezerwacji apartamentu po opłacenie rachunków. Oni pojawiają się na gotowe, a potem patrzą, jak rozliczamy wszystko "po koleżeńsku".
W zeszłym roku pojechaliśmy razem na weekend w góry. Kiedy przyszło do płacenia za apartament, Magda powiedziała:
Wy możecie zapłacić teraz, a my wam oddamy w przyszłym miesiącu, bo teraz mamy trochę ciężką sytuację.
Oczywiście pieniędzy nigdy nie zobaczyliśmy.
Nie chcę, żeby nasza przyjaźń sprowadzała się do pieniędzy, ale mam wrażenie, że oni po prostu nas wykorzystują. Czy naprawdę wspólne wyjazdy muszą oznaczać takie problemy?
Czuję, że tym razem muszę coś zmienić. Myślę o tym, żeby jasno powiedzieć Magdzie:
Możemy jechać razem, ale ustalmy wszystkie koszty z góry i podzielmy je po równo.
Boję się jednak, że taka rozmowa może wywołać konflikt.
Milena