"To, co zaczęło się jako drobne żarty i przekomarzania, urasta do rangi poważnego konfliktu, który rujnuje nasze małżeństwo. A wszystko to z powodu mojego kota".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Żona jest przekonana, że mój kot jej nie lubi
W teorii to tylko mała, puchata kulka z pazurami, która zajmuje niewielką przestrzeń w naszym domu, ale w praktyce stała się ona osią niezgody w naszym małżeństwie. Mój kot, Feliks, jest z nami od pięciu lat. Adoptowałem go jeszcze zanim poznałem moją żonę. Był ze mną w trudnych chwilach, towarzyszył mi w samotnych wieczorach, był dla mnie pociechą w czasie, gdy życie nie szczędziło mi wyzwań. Krótko mówiąc, Feliks jest dla mnie jak członek rodziny.
Kiedy poznałem moją żonę, byłem przekonany, że jej miłość do zwierząt sprawi, iż relacja między nią a Feliksem ułoży się harmonijnie. Na początku wszystko wyglądało obiecująco – Feliks dawał się głaskać, żona czasem sama proponowała, że poda mu jedzenie. Niestety, z czasem sytuacja zaczęła się komplikować. Moja żona zaczęła twierdzić, że kot ją ignoruje, unika, a czasem wręcz prowokuje.
Z początku traktowałem te uwagi z przymrużeniem oka. Myślałem, że to drobne napięcia, które same się rozwiążą. Ale w końcu te oskarżenia zaczęły przybierać na sile.
Zobacz, jak on na mnie patrzy.
– mówi, kiedy Feliks wyleguje się na parapecie i obrzuca ją obojętnym spojrzeniem.
Znów zniszczył mi kwiatki.
– słyszę, kiedy kot przewróci doniczkę, co zdarza się nader rzadko. Co więcej, żona uważa, że kot specjalnie przychodzi do mnie, kiedy ona próbuje nawiązać z nim kontakt.
Żona się na mnie wścieka, że bronię kota bardziej niż jej
Jej reakcje z czasem przestały być żartobliwe. Zaczęły się pojawiać poważne rozmowy, w których zarzuca mi, że bronię kota bardziej niż jej.
On cię kocha bardziej niż mnie.
– mówi, a w jej głosie słychać nutę żalu i frustracji. Z kolei ja czuję się rozdarty między dwie miłości – do żony i do zwierzęcia.
Przyznam, że sytuacja zaczęła mnie przerastać. Staram się tłumaczyć, że koty mają swoje charaktery, że nie zawsze są wylewne i że Feliks na pewno nie „nienawidzi” jej, ale moje argumenty zdają się odbijać jak groch o ścianę. Próbowałem różnych strategii: wspólnych zabaw, karmienia kota razem, nawet wprowadzenia dodatkowych rytuałów, które miałyby nas wszystkich zbliżyć. Niestety, niewiele to dało.
Konflikt o kota przenosi się na inne aspekty naszego życia. Kłótnie o błahostki, nieporozumienia – wszystko to wydaje się mieć swoje źródło w tej jednej sprawie. Coraz częściej zastanawiam się, jak to możliwe, że coś tak trywialnego jak stosunek kota do mojej żony wpływa na całe nasze małżeństwo.
Czytelnik z rozterkami