"Wigilia powinna być czasem dla rodziny, ale co zrobić, gdy Twój szef każe siedzieć w biurze do 16:00, a karp wciąż czeka na przyprawienie? W tym roku moja świąteczna organizacja legła w gruzach, bo zamiast kończyć wcześniej, muszę udawać, że raporty są ważniejsze od barszczu. Nie tylko ja wkurzam się na ten absurd".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Pracujemy, zamiast świętować
Nie jestem jedyną osobą, która miała nadzieję, że Wigilia w pracy to tylko formalność. Wszystko zmieniło się na zebraniu w zeszłym tygodniu, kiedy nasz szef, pan Mirek, oznajmił:
W tym roku nie skracamy godzin pracy, bo klienci muszą mieć naszą dostępność.
Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, próbując zrozumieć, czy to żart. Nie był.
W zeszłym roku wychodziliśmy wcześniej – już o 13:00 mogliśmy wracać do domów. To było fair, choć i tak czasem ledwo zdążałam na kolację. Tym razem jednak nie mamy żadnej taryfy ulgowej.
Praca to praca, Wigilia to wasz prywatny czas
– dodał szef, jakbyśmy wszyscy żyli w dwóch oddzielnych światach.
Koleżanka z biura, Iwona, powiedziała mi na przerwie:
No super, a teraz wytłumacz mojemu trzyletniemu synowi, że nie zdążę upiec ciasta, bo mama pracuje.
Jej frustracja odbijała się w każdym słowie.
Święta zaczynają się od stresu
Dla mnie Wigilia to nie tylko kolacja, ale też cały dzień przygotowań. Od rana jest tyle do zrobienia – karp, uszka, pierogi, dekorowanie stołu. A teraz? Wrócę do domu o 17:00, wycieńczona po całym dniu pracy, i dopiero wtedy zacznę wszystko przygotowywać.
Mój mąż, Bartek, nie widzi problemu:
Przecież zawsze zdążasz, to co za różnica?
Dla niego wystarczy, że wszystko magicznie pojawi się na stole. Problem w tym, że nic nie dzieje się samo. Poza tym, czy to naprawdę normalne, że zamiast cieszyć się świątecznym klimatem, człowiek zasuwa jak robot?
W pracy atmosfera też jest napięta. Wszyscy komentują decyzję szefa, ale oczywiście nikt głośno nie powie, co myśli.
Nie ma sensu się wychylać, bo jeszcze dostaniemy po premii
– zauważył Marek z działu księgowości. Trudno się z nim nie zgodzić, ale to nie zmienia faktu, że czujemy się oszukani.
Dom kontra biuro
Dla mnie najgorsze jest to, że zamiast myśleć o rodzinie, muszę martwić się o raporty. Zamiast w skupieniu lepić pierogi, będę siedziała nad tabelkami i zastanawiała się, czy zdążę jeszcze skoczyć po śledzie. W domu córka zadała mi ostatnio pytanie:
Mamo, a czemu zawsze jesteś taka zdenerwowana przed świętami?
Serio, musiałam się ugryźć w język, żeby nie powiedzieć czegoś, czego bym potem żałowała.
Oczywiście, są tacy, którzy twierdzą, że "Wigilia to dzień jak każdy inny". Usłyszałam to nawet w pracy od koleżanki:
Joasia, nie przesadzaj, każdy ma na coś mało czasu, a jakoś daje radę.
Jasne, tylko nie każdy musi godzić pracę, dom i całą logistykę świąteczną.
Czy tak muszą wyglądać nasze święta
Naprawdę zaczynam myśleć, że coś jest nie tak z naszym podejściem do pracy. Święta to czas, który powinien być wyjątkowy – nie tylko przez to, co jest na stole, ale przez to, że możemy wreszcie zwolnić. Tymczasem dla wielu osób, takich jak ja, Wigilia to wyścig z czasem. A wszystko dlatego, że w korporacji liczy się tylko deadline, a nie ludzie.
W tym roku postanowiłam coś zmienić. Już zapowiedziałam rodzinie, że nie będzie perfekcyjnej kolacji. Karp może być lekko przypalony, a pierogi zrobione z pomocą dzieci – bo inaczej nie dam rady. Czy to będzie idealne? Pewnie nie. Ale przynajmniej nie będę padać na twarz, zanim jeszcze zasiądziemy do stołu.
Joanna