"Słucham, jak moja koleżanka narzeka, że jej mąż 'prawie nic nie robi w domu'. A ja tylko się uśmiecham, bo wiem, że w jej przypadku to i tak luksus. Mój mąż nie tylko nie pomaga, ale nawet nie udaje, że chce. Nie mam już siły, bo czuję, że w tym małżeństwie jestem na wszystko sama".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Kiedy narzekania innych stają się twoim marzeniem
Ostatnio moja przyjaciółka Agnieszka zaczęła opowiadać o tym, jak to jej mąż, Robert, "nic nie robi" w domu. Narzekała, że nie odkurza regularnie i nie myje okien przed świętami.
Mam wrażenie, że wszystko jest na mojej głowie!
– powiedziała, machając rękami. Patrzyłam na nią z zazdrością. W moim domu Robert byłby dosłownie wzorem współczesnego faceta, bo przynajmniej odkurza.
Mój mąż, Wojtek, nie robi w domu absolutnie nic. Żadnego odkurzania, żadnych zakupów, nawet śmieci wynoszę ja. Kiedy ostatnio zasugerowałam, żeby może raz w życiu rozwiesił pranie, spojrzał na mnie, jakbym prosiła go o wyprawę na K2.
Ale ty robisz to lepiej
– rzucił z uśmiechem i wrócił na kanapę.
Wieczne wymówki i brak zaangażowania
W naszym domu wygląda to tak, że jeśli ja czegoś nie zrobię, to nie zrobi tego nikt. Wojtek zawsze znajdzie wymówkę:
Jestem zmęczony po pracy.
Nie wiem, gdzie leży płyn do podłogi.
Przecież mamy zmywarkę.
Problem w tym, że zmywarka sama się nie załaduje, a podłoga nie umyje. I tak, dzień w dzień, cały ciężar ogarniania domu spada na mnie.
Czasami próbuję sobie radzić żartem. Mówię:
Chyba powinnam wystawić ci fakturę za te wszystkie obowiązki.
Ale wewnątrz czuję narastającą frustrację. Czuję, że jestem bardziej gospodynią domową niż żoną. I choć Wojtek twierdzi, że docenia moją pracę, to na docenianiu się kończy.
Moja koleżanka, Justyna, przyznała mi kiedyś, że ma podobnie.
Mój mąż potrafi przez dwa dni nie zauważyć, że kuchnia wygląda jak po huraganie. A jak go proszę o pomoc, to mówi, że i tak zrobię to lepiej. Jakim cudem oni myślą, że sprzątanie to wyłącznie nasz obowiązek?
Kiedy partnerstwo staje się jednostronne
Mam czasami wrażenie, że dla Wojtka nasze małżeństwo to układ, w którym ja zajmuję się wszystkim, a on ma być tylko obecny. W weekendy siedzi z nosem w telefonie albo gra na konsoli, podczas gdy ja latam z mopem i robię obiad. Nawet przy dzieciach jego pomoc ogranicza się do "przywiezienia z treningu".
W zeszłym miesiącu byłam chora i myślałam, że może wtedy coś się zmieni. Liczyłam na to, że wreszcie przejmie część obowiązków. Niestety, jedyne, co zrobił, to zamówił pizzę i stwierdził, że "wszystko będzie dobrze”". Kuchnia wyglądała jak pobojowisko, dzieci chodziły w nieprasowanych ubraniach, a ja po dwóch dniach wróciłam do sprzątania, ledwo trzymając się na nogach.
Czasami zastanawiam się, jak to zmienić. Próbowałam już wszystkiego – rozmów, list obowiązków, nawet ignorowania bałaganu, żeby zobaczyć, czy zareaguje. Ale Wojtek zawsze znajduje sposób, żeby się wykręcić.
Przecież ci pomagam, tylko tego nie widzisz
– powiedział ostatnio. A ja coraz częściej mam wrażenie, że nie widzę, bo… tej pomocy po prostu nie ma.
Moja mama mówi, że "faceci po prostu tacy są". Ale czy naprawdę tak to powinno wyglądać? Czy małżeństwo ma polegać na tym, że jedna osoba bierze na siebie cały dom, a druga po prostu korzysta z wygody?
Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam w tej sytuacji. Coraz bardziej czuję, że coś musi się zmienić. Chciałabym, żeby Wojtek wreszcie zrozumiał, że dom to nasza wspólna sprawa, a nie mój samotny obowiązek. Boję się, że jeśli tak dalej pójdzie, to moja frustracja przerodzi się w coś, czego nie da się już naprawić.
Dziś patrzę na Agnieszkę i myślę sobie:
Masz szczęście, że twój mąż chociaż odkurza.
Może to niewiele, ale dla mnie byłoby to jak wygrana na loterii.
Liliana