"Babcia to ktoś wyjątkowy, ktoś, kto powinien być zawsze blisko serca swoich wnuków. Przynajmniej tak to sobie wyobrażałam. Niestety, moje wnuki zdają się tego nie czuć. Wybierają wizyty u drugiej babci, a ja zostaję z boku – pomijana, zapomniana i pełna wątpliwości, czy w ogóle robię coś dobrze".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Dziadkowie, którzy zawsze są na pierwszym miejscu
Od kiedy pojawiły się wnuki, marzyłam o wspólnym czasie – zabawach, spacerach, opowieściach o dawnych czasach. Ale rzeczywistość wygląda inaczej. Moje wnuki, Zuzia i Michałek, zawsze wydają się bardziej podekscytowane wizytą u dziadków ze strony mojego zięcia, Pawła. Wystarczy, że wspomni o wypadzie do swojej mamy, a dzieci aż piszczą z radości:
Babcia Ela zrobi nam naleśniki! A dziadek Witek zabierze nas na plac zabaw!
I tak, każde święta, każde wakacje – w ich oczach to właśnie "tamta" babcia jest tą, z którą wszystko jest lepsze. A ja? Czuję się jak ktoś, kto zawsze dostaje zaproszenie na końcu listy gości.
Rywalizacja, której nigdy nie chciałam
Nie mam pretensji do Elżbiety, babci ze strony Pawła. Jestem pewna, że kocha dzieci tak samo mocno jak ja. Ale nie potrafię zrozumieć, dlaczego zawsze wygrywa w ich oczach. Może dlatego, że ma ogród i więcej miejsca do zabawy? Może dlatego, że pozwala na wszystko, co tylko dzieci chcą?
Niedawno mój syn, Tomek, powiedział mi, żebym "trochę odpuściła". Twierdzi, że to normalne, że dzieci mają swoje ulubione miejsca. Ale dla mnie to jak cios w serce. Nie chcę być tylko "tą drugą babcią", do której wpada się od czasu do czasu, bo wypada.
Rozmawiałam o tym z koleżanką z osiedla, Grażyną. Ona stwierdziła, że ma podobny problem:
Moje wnuki wolą swojego drugiego dziadka, bo on zawsze kupuje im nowe zabawki. Ja nie mogę sobie na to pozwolić, więc czuję, że jestem mniej atrakcyjna.
Czasami zastanawiam się, czy problem tkwi we mnie. Może nie jestem wystarczająco "cool"? Staram się, jak mogę. Piekę ciasteczka, które kiedyś mój syn uwielbiał, organizuję zabawy, czytam im bajki. Ale nic nie wydaje się przebijać tego, co oferują dziadkowie ze strony Pawła.
Ostatnio zaprosiłam wnuki na nocowanie u mnie. Przyjechały, ale już pierwszego dnia zapytały: "Kiedy wracamy do babci Eli?". Nie chciałam pokazywać, jak bardzo mnie to zabolało, więc tylko się uśmiechnęłam. Ale wieczorem, gdy zasnęły, płakałam.
Babcia, która czeka na swoją kolej
Mam wrażenie, że jestem jak zawodniczka w maratonie, która wciąż jest na końcu stawki. Próbuję dogonić tę wizję idealnej babci, ale w oczach moich wnuków wciąż przegrywam. Może nigdy nie będę tak "ciekawa" jak Ela, ale naprawdę robię wszystko, żeby być obecna w ich życiu.
Moja kuzynka Marta, która ma czworo wnuków, powiedziała mi ostatnio coś, co wzięłam sobie do serca:
To nie jest konkurs, Halina. Rób, co możesz, ale nie zapominaj, że dzieci dorastają. Czasem to, co wydaje się mało ważne teraz, zostaje z nimi na całe życie.
Mimo wszystko nie tracę nadziei. Wiem, że dzieci mają różne etapy, a ich sympatie mogą się zmieniać. Może za kilka lat Zuzia i Michałek zaczną dostrzegać, ile serca wkładam w nasze relacje. Może któregoś dnia powiedzą:
Babcia Halina to ktoś wyjątkowy.
Na razie próbuję nie brać tego wszystkiego do siebie, choć nie jest to łatwe. W końcu babcia to ktoś, kto zawsze ma miejsce w sercu swoich wnuków – nawet jeśli czasem musi trochę poczekać, aż zostanie zauważona.
Halina