"Całe życie spędzałam święta u rodziców – bo tak trzeba, bo taka tradycja. W tym roku postanowiłam, że Wigilia będzie u mnie. Własny dom, własne zasady. Reakcja rodziców? Obrażeni, zaskoczeni i pełni wyrzutów".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
"Święta to tradycja, nie kombinuj!"
Od kiedy pamiętam, Wigilia wyglądała tak samo: u rodziców, przy tym samym stole, z tymi samymi potrawami i rozmowami. Nie zrozumcie mnie źle – kocham święta, ale po trzydziestu latach marzę, żeby wreszcie zorganizować je u siebie. Mam własne mieszkanie, męża, chciałabym stworzyć swoją atmosferę. Wydawało mi się, że to naturalna kolej rzeczy.
Kiedy powiedziałam rodzicom, że w tym roku to ja zapraszam na Wigilię, zapanowała cisza.
Ale jak to? Przecież święta są u nas!
– rzuciła mama, patrząc na mnie, jakbym właśnie oznajmiła, że odwołuję Boże Narodzenie. Tłumaczyłam, że chcę spróbować czegoś nowego. Mama skwitowała to tylko:
Nie kombinuj. Święta to tradycja.
Od tamtej rozmowy atmosfera jest napięta. Mama prawie ze mną nie rozmawia, a tata udaje, że tematu nie ma. Najbardziej jednak irytuje mnie ich "drobna manipulacja". Mama dzwoni z pozornie neutralnymi komentarzami:
Babcia tak czeka na wspólne pierogi w naszej kuchni, nie wiem, jak jej to powiesz.
albo
Ale wiesz, że tata zawsze przygotowuje rybę po grecku? Nie chciałabym mu tego odbierać.
I tak od tygodni. Czuję się, jakbym odbierała im coś ważnego, choć przecież chodzi o jedną kolację w nowym miejscu. Mój mąż, Wojtek, tylko przewraca oczami:
Nie rozumiem, dlaczego to takie wielkie halo. Przecież to twoi rodzice, powinni się cieszyć, że przejmujesz pałeczkę.
Kiedy zmiana to dla innych koniec świata
Rozmawiałam o tym z przyjaciółką, Patrycją, która od lat próbuje coś zmienić w swojej rodzinie.
Za każdym razem jest dramat. Raz zrobiłam kolację u siebie i mama płakała przez pół wieczoru, że 'nic nie smakuje jak u niej'. Niektórzy po prostu nie potrafią odpuścić
– opowiadała.
Z kolei moja koleżanka z pracy, Ewelina, mówi, że u niej rodzice byli bardziej otwarci:
Jak zaproponowałam Wigilię u siebie, byli zachwyceni. Pomogli mi nawet gotować. Może twoi potrzebują czasu?
Może, ale mam wrażenie, że dla moich rodziców zmiana miejsca to coś nie do przyjęcia. Jakby w moim salonie święta nie miały prawa wyglądać tak, jak "powinny".
Nie chcę, żeby święta stały się źródłem konfliktu
To, co miało być radosnym wydarzeniem, zaczyna mnie męczyć. Marzyłam o wspólnej kolacji u siebie, a teraz zastanawiam się, czy w ogóle warto. Z drugiej strony, jeśli odpuszczę, czy kiedykolwiek będę mogła przejąć święta? Mam poczucie, że stoję na rozdrożu: postawić na swoim i zaryzykować jeszcze większe fochy czy poddać się dla świętego spokoju?
Moja siostra mówi, żebym się nie przejmowała: „Kiedyś trzeba to przetrzeć. W końcu się przyzwyczają. A jeśli nie? Ich problem”. Chciałabym mieć takie podejście, ale mam wrażenie, że rodzice odebrali to jako atak na ich „idealne święta”.
Im bardziej o tym myślę, tym bardziej jestem pewna, że tym razem nie odpuszczę. Chcę w końcu poczuć, że mam coś do powiedzenia w kwestii rodzinnych tradycji. Czy to takie straszne, że chcę zaprosić bliskich do siebie? Przecież święta to przede wszystkim czas dla rodziny, a nie miejsce, gdzie stoją choinka i stół.
W tym roku Wigilia będzie u mnie – z moim barszczem, moimi pierogami i moimi zasadami. Kto zechce przyjść, będzie mile widziany. A jeśli rodzice zdecydują się zostać obrażeni? Trudno. Może zrozumieją, że tradycja też czasem potrzebuje odświeżenia.
Wika