"Kiedy zobaczyłam w kalendarzu, że w tym roku przerwa świąteczna w szkole trwa prawie trzy tygodnie, załamałam się. Nie wiem, jak mam ogarnąć pracę, dom i zajęcie dla mojego 9-letniego syna. Przecież nie dam rady tyle czasu wypełniać mu każdej godziny. Mam wrażenie, że wszyscy myślą, że rodzice mogą rzucić wszystko i przez ten czas stać się pełnoetatowymi animatorami. Jestem przerażona".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
2,5 tygodnia przerwy – dla kogo to jest dobre
Kiedy moje dziecko wróciło ze szkoły z informacją, że ostatni dzień zajęć wypada przed Wigilią, a lekcje wracają dopiero po Trzech Królach, byłam w szoku. Z jednej strony super – przerwa świąteczna zawsze kojarzyła mi się z magicznym czasem, kiedy można zwolnić, odpocząć i nacieszyć się rodziną. Ale 2,5 tygodnia? To już nie jest przerwa, to jakiś urlop na pełen etat… tylko że ja muszę w tym czasie pracować.
Nie wiem, kto układa te kalendarze szkolne, ale mam wrażenie, że nikt nie pomyślał o rodzicach. Mój syn, Maciek, ma 9 lat i nie jest na tyle samodzielny, żeby przez tyle dni sam sobie organizował czas. A ja nie mam możliwości wzięcia dwutygodniowego urlopu, żeby być z nim w domu.
Nie każdy ma dziadków gotowych do pomocy
Często słyszę:
To daj dziecko do dziadków.
Fajnie, tylko że nie każdy ma taką opcję. Moi rodzice są już starsi i sami potrzebują pomocy, a teściowie mieszkają 200 kilometrów od nas. Nie ma szans, żeby codziennie opiekowali się Maćkiem.
Rozmawiałam o tym z koleżanką z pracy, Justyną, która też jest mamą.
My mamy podobnie. Moi rodzice mogą wziąć młodego na dwa dni, a potem co? Ja muszę pracować, mój mąż też, a syn siedzi i tylko gra na telefonie. To jest chore
– powiedziała.
Szczerze? Mam wrażenie, że te długie przerwy są wymyślane z myślą o rodzinach, gdzie jeden rodzic nie pracuje albo ma pełnoetatową pomoc. A co z resztą, która musi kombinować?
Nie chcę, żeby moje dziecko spędzało całe dni przed ekranem
Najbardziej martwi mnie to, że przez ten czas Maciek będzie po prostu siedział przed komputerem albo telefonem. Przecież nie posadzę go codziennie na 8 godzin przed ekranem, żeby mieć spokój. Chcę, żeby miał ciekawe ferie, ale jak to zrobić, kiedy pracuję, a budżet na dodatkowe atrakcje też ma swoje ograniczenia?
Znalazłam w internecie kilka półkolonii, ale ich ceny przyprawiają o zawrót głowy.
Nie stać mnie, żeby wydać 800 zł na tydzień półkolonii
– powiedziałam ostatnio mężowi. Jego reakcja? "To spróbujmy coś samemu zaplanować". Łatwo powiedzieć, ale czy ktoś ogarnia, ile czasu i energii wymaga planowanie codziennych atrakcji dla dziecka, kiedy masz milion innych spraw na głowie?
Rodzice są zostawieni sami sobie
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że czuję się kompletnie zostawiona sama sobie. Szkoła zamyka się na święta, wszyscy rozkładają ręce, a rodzice mają radzić sobie sami. Kiedyś były jakieś zajęcia w domach kultury czy nawet w szkołach w trakcie przerwy świątecznej, ale teraz? Cisza.
Koleżanka, której córka chodzi do szkoły prywatnej, powiedziała mi, że u nich jest opcja zajęć dodatkowych w czasie przerwy.
Płacimy dodatkowo, ale przynajmniej mamy zapewnioną opiekę. W zwykłych szkołach tego nie ma?
– zapytała z autentycznym zdziwieniem. No nie, w zwykłych szkołach to się nie zdarza.
Już teraz wiem, że przez te prawie trzy tygodnie będę musiała kombinować każdego dnia. Na święta jeszcze jakoś damy radę – wspólne pieczenie pierniczków, oglądanie filmów, spacery. Ale po świętach? Co wtedy? Czas między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem to dla mnie normalne dni pracy, a Maciek nie ma co ze sobą zrobić.
Mam wrażenie, że po tych feriach będę bardziej zmęczona niż po całym roku szkolnym. Nie wiem, czy inni rodzice też to czują, ale dla mnie ta przerwa świąteczna to bardziej koszmar organizacyjny niż czas odpoczynku.
Ewelina