"Wiem, że nie jestem idealny, ale przecież naprawdę staram się, jak mogę. Oprócz pracy pomagam w obowiązkach domowych, a dla żony to i tak za mało".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Staram się, jak mogę
Jesteśmy małżeństwem od dziesięciu lat. Kiedyś wydawało mi się, że dobrze rozumiem potrzeby mojej żony i że nasz związek opiera się na wspólnym szacunku i współpracy. Od samego początku chciałem być partnerem, który nie tylko zarabia pieniądze, ale również pomaga w domu. Nigdy nie czułem, że sprzątanie czy gotowanie to obowiązki, które powinny spoczywać tylko na niej. Staram się więc jak mogę, by dzielić te codzienne zadania.
Wracam z pracy i nie pozwalam sobie na odpoczynek, dopóki nie zrobię czegoś w domu. Odkurzam, zmywam naczynia, wyrzucam śmieci. Często to ja przygotowuję obiad, bo lubię gotować i chcę, żeby moja żona miała chwilę dla siebie. Czasami nawet planuję zakupy i wymyślam menu na cały tydzień, żeby było łatwiej. Weekendy to czas, kiedy zajmuję się praniem, myciem podłóg i dbaniem o ogród. Wydawałoby się, że to wystarczy, a tak nie jest.
Żonie i tak coś nie pasuje
A jednak nie. Mimo że dbam o dom, słyszę od żony, że to nie o to chodzi. Twierdzi, że nie poświęcam jej wystarczająco dużo uwagi, że nie dbam o nasze małżeństwo w odpowiedni sposób. Czasami czuję, że robię wszystko, a mimo to jestem niedoceniany.
Nie chcę, żebyście pomyśleli, że jestem sfrustrowanym mężczyzną, który nie rozumie emocji swojej żony. Próbuję z nią rozmawiać, ale te rozmowy często kończą się kłótnią. Słyszę wtedy, że brakuje bliskości, romantyzmu i że oddaliliśmy się od siebie. Rozumiem, że nasze życie stało się rutyną – praca, obowiązki domowe, sen – ale przecież to jest codzienność większości małżeństw.
Staram się od czasu do czasu zorganizować coś specjalnego. Przynoszę kwiaty bez okazji, proponuję wspólne wyjście do kina czy na spacer. Ale nawet wtedy słyszę, że robię to „na odczepne”, że brakuje mi autentyczności. Czuję się jak w potrzasku – jakbym nie miał szansy na spełnienie jej oczekiwań, bo cokolwiek zrobię, zawsze jest nie tak.
Może faktycznie brakuje w naszym związku czegoś głębszego. Może zbyt skupiłem się na tym, by być dobrym „pomocnikiem” w domu, zamiast pielęgnować relację na poziomie emocji. Ale przecież te wszystkie czynności wykonuję z myślą o nas, żebyśmy mieli spokojne i uporządkowane życie. Na tym też polega miłość.
Coraz częściej czuję się zmęczony i zniechęcony. Nie chcę, żeby nasze małżeństwo rozpadło się przez coś, czego nie rozumiem. Wciąż kocham moją żonę i chcę dla niej jak najlepiej. Ale nie wiem, jak to wszystko naprawić. Może potrzebujemy terapii małżeńskiej, może jakiegoś przewodnika, który pomoże nam odnaleźć to, co zgubiliśmy po drodze.
Piotrek