"Od kiedy pamiętam, babcia Wiesia zawsze była ważną osobą w naszej rodzinie. Tyle że teraz coraz bardziej czuję, jak wymaga ode mnie rzeczy, których nie jestem w stanie spełnić. Oczekuje, że będę ją odwiedzać co tydzień, bez wyjątków. To zaczęło przypominać obowiązek, a nie naturalną chęć spędzenia z nią czasu. Przecież mam swoje życie i swoje problemy! Czuję, że jej oczekiwania to zwykły szantaż emocjonalny".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Spotkania u babci – z przyjemności w obowiązek
Jeszcze kilka lat temu odwiedzanie babci Wiesi było czymś, co robiłam z radością. Jej dom pachniał ciastem drożdżowym, a opowieści o dawnych czasach miały w sobie magię. Ale z czasem coś się zmieniło. Babcia zaczęła traktować te wizyty jak moją powinność.
Skoro masz wolny weekend, to przyjdź, bo kto inny przyjdzie? Rodzina musi się wspierać
– powtarza niemal za każdym razem.
O ile na początku starałam się jakoś godzić te spotkania z moimi planami, o tyle teraz zaczęłam czuć, że jej wymagania stają się coraz większym ciężarem. Gdy raz zdarzyło mi się nie przyjechać, obraziła się na mnie i przez tydzień nie odbierała telefonu. Jakby chciała mi pokazać, że zawiodłam jej oczekiwania.
"Ty nic nie rozumiesz, bo jesteś młoda"
Ostatnio podczas kolejnej rozmowy usłyszałam, że "za jej czasów młodzi ludzie mieli szacunek do starszych". Powiedziała to w momencie, gdy tłumaczyłam, że po pracy jestem zmęczona i czasem po prostu potrzebuję odpocząć. Mam 28 lat, mieszkam w Warszawie, gdzie praca i dojazdy zajmują mi większość dnia. Często pracuję też w weekendy albo zwyczajnie chcę pobyć sama ze sobą.
Ale babcia widzi to inaczej. Uważa, że skoro jestem "tylko wnuczką", to moje obowiązki ograniczają się do pracy i odwiedzania jej. Jakby kompletnie zapominała, że ja też mam przyjaciół, związek, pasje. Kiedy próbuję jej to wyjaśnić, słyszę, że jestem egoistką.
Sama nie chce nic zmienić
Co mnie najbardziej boli? To, że babcia Wiesia nie chce nawet spróbować dostosować się do sytuacji. Proponowałam jej, że mogę dzwonić częściej, nawet co dwa dni, ale spotkania ograniczyć do raz na dwa-trzy tygodnie. Wtedy powiedziała, że "to nie to samo, co widzieć kogoś twarzą w twarz". Gdy zaproponowałam, że możemy robić wideorozmowy, bo ma nowy telefon, to machnęła ręką:
Nie będę uczyła się jakichś wynalazków na stare lata.
Ostatecznie każda rozmowa kończy się tym samym: mam przyjechać, bo "rodzina powinna być razem". Babcia nie widzi, że to nie odległość czy brak czasu są problemem, ale jej postawa, która sprawia, że czuję się winna.
Czy muszę brać na siebie ten ciężar
Coraz częściej zastanawiam się, gdzie jest granica między pomaganiem bliskim a rezygnowaniem z siebie. Wiem, że babcia jest samotna, ale to przecież nie moja wina. Ma dwoje dzieci, inne wnuki, sąsiadki, które mogłyby ją odwiedzać. Tylko że ona oczekuje, że to właśnie ja będę przy niej.
Nie chcę być złą wnuczką, ale nie mogę pozwolić, żeby jej oczekiwania przytłoczyły moje życie. Po ostatniej kłótni wprost powiedziałam, że nie będę przyjeżdżać co tydzień, bo to dla mnie za dużo. Obraziła się, a ja czuję się rozdarta. Nie wiem, czy postąpiłam słusznie, ale w końcu musiałam postawić na swoim.
Może i jestem egoistką, ale nie chcę poświęcać całego swojego życia, żeby zadowolić innych.
Patrycja