"Na początku myślałam, że to niewinna ciekawość. Gdzieś po drodze zmieniło się to w codzienną rutynę. Mój mąż ma obsesję na punkcie sprawdzania mojego telefonu – czyta wiadomości, przegląda zdjęcia, a nawet historię przeglądarki. Swojego natomiast pilnuje jak skarbu i zawsze ma go przy sobie. Czuję się jak podejrzana we własnym domu. Nie ma tu miejsca na zaufanie".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Codzienne grzebanie w moim telefonie
Kiedyś to nawet mnie bawiło. Na początku naszego małżeństwa mój mąż, Robert, czasem zaglądał do mojego telefonu – tak po prostu, żeby sprawdzić, kto do mnie pisze albo zobaczyć zdjęcia z dnia. Sama często zostawiałam telefon na stole, otwarty, bo nigdy nie miałam nic do ukrycia. Ale z czasem zaczęło mnie to uwierać.
Od kilku miesięcy Robert regularnie zagląda do mojego telefonu, czasem nawet dwa razy dziennie. Wracam z pracy, zostawiam telefon w kuchni, a on od razu go łapie i przegląda, jakby szukał tam dowodów na zdradę. Przegląda wszystkie wiadomości, nawet te w grupie z moimi koleżankami z pracy. Czasem czyta je na głos i komentuje. Raz rzucił:
O, widzę, że ktoś cię dzisiaj rozśmieszył. Fajnie, że tak dobrze dogadujesz się z tym Tomkiem z biura.
Nie wiem, jak mu wytłumaczyć, że to po prostu kolega, a jego zachowanie jest dla mnie upokarzające. Czuję, jakby nie ufał mi za grosz.
Jego telefon to teren zakazany
Najbardziej wkurza mnie to, że Robert swojego telefonu strzeże, jakby trzymał tam tajemnice państwowe. Odkąd pamiętam, ma ustawione hasło i nie zdradził mi go ani razu, nawet gdy prosiłam o sprawdzenie czegoś, kiedy prowadził samochód. Zawsze słyszę to samo:
Daj, zrobię to sam.
Telefon ma przy sobie dosłownie wszędzie – w kieszeni, na stole obok talerza, nawet w łazience, kiedy bierze prysznic. Nigdy nie zostawia go w zasięgu mojego wzroku, a jak raz chciałam zrobić żart i zajrzeć do niego, od razu wpadł w panikę:
Czego tam szukasz?
Nie mogę pojąć, dlaczego uważa, że ma prawo do mojej prywatności, a jego telefon to strefa nietykalna. Wydaje mi się, że w zdrowym związku wszystko powinno być otwarte, a tu czuję, jakbyśmy byli w dwóch różnych światach.
Czuję się jak podejrzana
Kiedy pytam, dlaczego to robi, zawsze słyszę te same wymówki:
Po prostu chcę wiedzieć, co u ciebie
albo
Chyba nie masz nic do ukrycia?
Problem w tym, że nawet jeśli nie mam nic do ukrycia, to takie zachowanie sprawia, że czuję się winna.
Zaczęłam się zastanawiać, czy on sam ma coś na sumieniu. Zawsze mówił, że w związkach zaufanie to podstawa, a teraz to on niszczy nasze. Gdy próbuję zwrócić mu uwagę, że sprawdzanie mojego telefonu jest dla mnie niekomfortowe, odwraca kota ogonem i pyta:
A co, boisz się czegoś?
Nie, Robert, nie boję się. Ale czuję, że traktujesz mnie jak podejrzaną, a nie jak partnerkę.
To wszystko sprawia, że coraz bardziej czuję się zmęczona naszym małżeństwem. Kocham Roberta, ale ta jego obsesja mnie wykańcza. Zaczęłam zamykać się w sobie i unikać rozmów o tym, co dzieje się w moim życiu. Boję się, że każdy SMS od kolegi czy zdjęcie z pracy może wywołać kolejną falę podejrzeń.
Zastanawiam się, czy w ogóle jest sens tłumaczyć mu, jak bardzo mnie to rani. Czy to ja przesadzam? Czy może on ma coś do ukrycia i dlatego tak bardzo pilnuje swojego telefonu?
Nie wiem, jak długo jeszcze to wytrzymam. Na razie czuję się jak więzień w swoim domu – ktoś, kto musi stale udowadniać swoją niewinność.
Martyna