"Przez lata wierzyłam, że jako mama muszę robić wszystko 'idealnie'. Codzienne kąpiele dzieci były jedną z tych świętych zasad, które po prostu trzeba było przestrzegać. Ale im dłużej próbowałam być perfekcyjną mamą, tym bardziej czułam, że coś mnie wypala. Pewnego dnia po prostu odpuściłam. Teraz myję dzieci tylko w weekendy i żałuję, że nie wpadłam na to wcześniej. Dzięki temu mam więcej czasu, mniej nerwów, a życie w naszym domu jest o wiele spokojniejsze".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Weekendowe mycie to klucz do spokoju
Mam dwóch synów – Kubę (5 lat) i Wojtka (3 lata). Obaj są wulkanami energii, które potrafią roznieść dom w drobny mak w mniej niż pięć minut. Każdego wieczoru, po całym dniu pracy, obiadu, sprzątania i tysiąca innych spraw, przychodził czas na kąpiel. I wtedy zaczynał się prawdziwy horror.
Kuba nigdy nie chciał iść do wanny. Zawsze znajdował wymówkę – a to, że boli go noga, a to, że jest zmęczony, a to, że "przecież mył się wczoraj". Wojtek z kolei uwielbia wodę... aż za bardzo. Każda kąpiel kończyła się zalaniem łazienki, kałużami na podłodze i mnóstwem krzyków, bo obaj chłopcy zaczynali chlapać się nawzajem. A ja? Stałam tam, próbując ogarnąć tę chaos, zmęczona i coraz bardziej sfrustrowana.
canva.com
Wszystkim perfekcyjnym mamom – odpuśćcie
Pewnego wieczoru, po kolejnym dantejskim wieczorze w łazience, usiadłam na kanapie i po prostu się rozpłakałam. Poczułam, że już dłużej tak nie mogę. Zamiast cieszyć się czasem z dziećmi, kończyłam każdy dzień wykończona i wściekła. Wtedy pomyślałam:
A co, jeśli po prostu przestanę ich codziennie kąpać?
Na początku miałam wyrzuty sumienia. Przecież wszyscy wokół powtarzają, że dzieci trzeba myć codziennie. Ale po kilku dniach zauważyłam, że... świat się nie zawalił. Chłopcy byli dokładnie tacy sami, jak wcześniej – radośni, brudni po zabawie, ale zdrowi. Za to ja czułam się, jakby ktoś zdjął mi ogromny ciężar z pleców.
canva.com
Teraz kąpiemy się tylko w weekendy. W piątek wieczorem każdy dostaje szybki prysznic, a w niedzielę robimy wielkie "wodne święto" – pełne piany, zabawek i zabawy. Dzieci wiedzą, że to coś wyjątkowego, a nie przykry obowiązek, i zaczęły naprawdę czekać na te chwile.
W tygodniu stosuję zasadę "minimum higieny". Ręce myjemy zawsze, zęby też, a jeśli któryś z chłopaków naprawdę się wybrudzi, przecieram go wilgotną chusteczką. Dzięki temu wieczory stały się spokojniejsze, a ja mam więcej czasu i energii, żeby po prostu pobyć z nimi – poczytać książkę, pośmiać się, przytulić.
Nie wiem, dlaczego tak długo trzymałam się tej zasady codziennych kąpieli. Może bałam się opinii innych matek, może chciałam być idealna, a może po prostu myślałam, że tak trzeba. Dziś widzę, że to była tylko presja, którą sama na siebie nakładałam.
Teraz widzę, że najważniejsze w rodzicielstwie nie są codziennie myte włosy czy pachnące szamponem dzieci. Liczy się to, żeby mieć siłę na śmiech, na rozmowy, na bycie razem. Czasem mniej naprawdę znaczy więcej, a weekendowe kąpiele są tego najlepszym przykładem.
Róża