"Gruntowne porządki w domu raz na jakiś czas – jasne, to normalne. Ale moja żona urządza nam coś, co bardziej przypomina wojskowe manewry niż zwykłe sprzątanie. Każda sobota zaczyna się od jej komend i narzekania, że nikt nie sprząta wystarczająco dobrze. Nasze dzieci przestały lubić weekendy, a ja sam odliczam dni do poniedziałku, żeby od tego odpocząć. Tego długo nie da się wytrzymać".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wszystko musi błyszczeć, nawet w rogach, których nikt nie widzi
Misia, moja żona, od zawsze lubiła mieć w domu porządek. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że z biegiem czasu jej potrzeba czystości przybrała absurdalne rozmiary. Dla niej kurz na szafce to już katastrofa, a jeśli na podłodze znajdzie się jakiś paproch, to zachowuje się, jakbyśmy mieszkali na wysypisku śmieci.
Nasze sobotnie poranki wyglądają tak samo od kilku lat. Zamiast wspólnego śniadania czy spokojnego czasu z dziećmi, o godzinie 7:00 słyszę, jak otwiera drzwi naszej sypialni i głośno oznajmia:
Wstajemy! Sobota czeka!
Dzieci są budzone w podobny sposób – żadnego litościwego pozwolenia na dospanie weekendowego poranka. Już od samego rana w całym domu słychać szczęk mopów, szum odkurzacza i pełne pretensji uwagi Kasi.
Dla niej sprzątanie to misja
Nie przesadzę, jeśli powiem, że Kasia traktuje sprzątanie jak jakieś religijne rytuały. Każdy ma swoje przydzielone zadania, a ich wykonanie podlega szczegółowej kontroli. Dzieci – w wieku 8 i 11 lat – mają myć okna, ścierać kurze i składać swoje rzeczy. Ja zwykle jestem od "ciężkich robót" – mopowanie całego mieszkania, czyszczenie fug w łazience, a ostatnio nawet porządki w garażu, gdzie i tak nikt oprócz mnie nie zagląda.
Zawsze znajdzie coś, co "musi" być zrobione. Nawet jeśli tydzień wcześniej umyłem okna, to na pewno znajdzie na nich smugi, które "absolutnie trzeba poprawić". Kiedy próbuję zasugerować, że może czasami wystarczy zwykłe odkurzenie i przetarcie podłogi, słyszę:
Nie widzisz, jaki tu bałagan? Wstyd kogoś zaprosić!
Dzieci przestały lubić weekendy w domu
Najgorsze jest to, jak wpływa to na nasze dzieci. Kiedyś soboty były dla nich czasem na zabawę, odpoczynek po tygodniu szkoły. Teraz na samo słowo "sobota" widzę, jak spuszczają głowy i chowają się pod kołdrę. Wiem, że mają dość tego całego cyrku, ale co mogą zrobić? Kasia jest nieugięta – żadnych negocjacji, żadnych wyjątków.
Ostatnio syn próbował się wymigać, udając, że boli go brzuch. Kasia nie uwierzyła i kazała mu myć lustro w łazience. Córka próbowała negocjować, że najpierw odrobi lekcje, a potem pomoże, ale dla mojej żony to była tylko kolejna wymówka. Na nic się zdały moje próby wstawienia się za dzieciakami – usłyszałem, że "trzeba ich nauczyć, co to obowiązki".
To nie tak, że nie chcę pomagać w domu. Oczywiście, że dbanie o porządek to część życia rodzinnego i każdy powinien się w to angażować. Ale to, co robi Kasia, to czysty fanatyzm. Nie ma w tym ani trochę miejsca na luz. Wszystko musi być zrobione perfekcyjnie, a jeśli coś nie spełnia jej standardów, zaczyna się narzekanie, pretensje, a nawet fochy.
Ostatnio próbowałem zaproponować, żebyśmy raz na jakiś czas zrobili sobie sobotę bez sprzątania – pojechali gdzieś, spędzili czas na wspólnej zabawie. Michalina spojrzała na mnie, jakbym jej zasugerował, żebyśmy przestali płacić rachunki.
Nie rozumiesz, że ten dom sam się nie posprząta? Jakby nie ja, to już dawno byśmy utonęli w brudzie.
Nie możemy po prostu odpocząć
Przyznam, że jestem na skraju wytrzymałości. Nawet niedziele, które powinny być spokojniejsze, są podszyte poczuciem winy, bo Kasia wciąż coś poprawia i rzuca aluzje, że "nikt nie szanuje jej wysiłku". Chciałbym, żeby zrozumiała, że w rodzinie ważniejszy jest czas spędzony razem niż idealnie czyste fugi w łazience.
Zaczynam się zastanawiać, czy w ogóle jeszcze potrafimy spędzać czas jako rodzina bez sprzątania. Dzieci są coraz bardziej przygaszone, a ja mam wrażenie, że soboty stają się dla nas wszystkich dniem do przetrwania, a nie do cieszenia się wspólnym życiem.
Marek