"Znowu trzeba będzie przyjąć księdza po kolędzie. A on jest taki wścibski, o wszystko wypytuje"

"Znowu trzeba będzie przyjąć księdza po kolędzie. A on jest taki wścibski, o wszystko wypytuje"

"Znowu trzeba będzie przyjąć księdza po kolędzie. A on jest taki wścibski, o wszystko wypytuje"

Canva

"Już nie mogę przestać myśleć o tym, że znowu będę musiała otworzyć drzwi księdzu i wysłuchać jego, niejednokrotnie zbyt dociekliwych pytań. I choć jestem osobą wierzącą, ten rytuał jest dla mnie źródłem stresu i niezręczności. Najchętniej nie zgodziłabym się na tę wizytę, ale nie chcę narazić się sąsiadom".

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Znów przejmują się wizytą księdza

W mojej okolicy kolęda to wciąż bardzo ważna tradycja. Sąsiedzi chętnie rozmawiają o tym, kto przyjął księdza, a kto nie. W pewnym sensie jest to wyznacznik tego, czy „jesteś w porządku”, czy „coś z tobą nie tak”. Mam wrażenie, że decyzja o odmówieniu wizyty jest jednoznaczna z wykluczeniem z lokalnej wspólnoty. Dlatego, mimo mojego wewnętrznego oporu, co roku zapisuję się na kolędę i przygotowuję mieszkanie, starając się, by wszystko było na tip-top. Jednak coraz trudniej mi tłumić poczucie, że robię coś wbrew sobie.

Może jestem przewrażliwiona, ale ksiądz, który odwiedza naszą parafię, sprawia wrażenie bardziej inspektora niż duszpasterza. Zaczyna się niewinnie od pytań o zdrowie i życie codzienne, ale szybko przechodzi do bardziej osobistych kwestii. Dopytuje, ile zarabiam, dlaczego nie byłam ostatnio na niedzielnej mszy, czy planuję dzieci, czy moja rodzina żyje „w zgodzie z wartościami Kościoła” i tego typu tematy. Te pytania zawsze wprawiają mnie w zakłopotanie. Czasami mam wrażenie, że ksiądz bardziej ocenia moją „poprawność”, niż troszczy się o moje życie duchowe.

Zbliżenie na dłonie księdza. Canva

Chciałabym odmówić wizyty duszpasterskiej księdza

Najgorsze jest to, że nie czuję się na tyle odważna, by powiedzieć „nie”. Starsze panie z mojego bloku są bardzo skrupulatne w odnotowywaniu, kto przyjął księdza. Na drugi dzień po kolędzie na klatce schodowej słyszę komentarze typu: „Pani Kowalska to jakoś się wymigała”, albo „Czy wiecie, że w mieszkaniu na trzecim piętrze nie przyjęli księdza? Pewnie coś ukrywają”. Takie uwagi sprawiają, że czuję się jak uczestniczka jakiegoś lokalnego sądu opinii.

Kolęda powinna być chwilą duchowego wsparcia, a nie źródłem niepotrzebnego stresu. Rozumiem, że dla wielu ludzi to okazja do wspólnej modlitwy i rozmowy z duszpasterzem, ale dla mnie jest to coraz bardziej uciążliwy obowiązek. Trudno mi wytłumaczyć sąsiadom, że mam prawo do prywatności i że nie wszystko muszę omawiać z przedstawicielem Kościoła. Chciałabym, żeby ksiądz przyszedł z intencją prawdziwego wsparcia, a nie oceniania moich życiowych wyborów.

Byłoby mi o wiele łatwiej, gdyby ta praktyka była mniej zobowiązująca. Niestety, mam wrażenie, że kolęda zamieniła się w swoisty „test”, którego wyniki są omawiane na korytarzach.

Wciąż waham się, czy w tym roku odważyć się i odmówić wizyty. Z jednej strony czuję, że mam do tego pełne prawo, z drugiej strony nie chcę być na ustach całego bloku.

Z poważaniem, Wiktoria

Marta Chodorowska i jej niezwykła metamorfoza. Tak dziś wygląda córka wójta z "Rancza"
Źródło: AKPA
Reklama
Reklama