"Kiedy zobaczyłam list mojej 8-letniej córki do Mikołaja, nie byłam przygotowana na to, co tam przeczytam. Każde zdanie skłaniało mnie mocniej do myślenia. Nie chodziło o zabawki czy słodycze. To był apel dziecka, które widzi więcej, niż chciałam pokazać".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
"Nie proszę o zabawki, tylko o mamę"
Zosia miała w tym roku mnóstwo entuzjazmu przed świętami. Razem piekłyśmy pierniczki, a ona co chwilę mówiła o choince i prezentach. Kiedy oznajmiła, że napisze list do Mikołaja, ucieszyłam się. Myślałam, że to będzie standardowy dziecięcy spis marzeń – może lalka, może zestaw klocków. Ale to, co znalazłam na jej biurku, wbiło mnie w fotel.
Zosia napisała:
Mikołaju, w tym roku proszę o coś innego. Nie chcę zabawek, bo mama mówi, że nie mamy na nie pieniędzy. Proszę Cię tylko, żeby mama była szczęśliwa. Żeby się więcej śmiała, bo często widzę, że płacze, gdy myśli, że nie patrzę. I żeby miała czas, żebyśmy mogły się częściej bawić.
Czytając te słowa, poczułam, jak zalewa mnie fala emocji. Moje ośmioletnie dziecko nie tylko zauważyło, jak trudno mi w życiu, ale wręcz wzięło na siebie ciężar moich problemów. Byłam zszokowana, bo zawsze wydawało mi się, że radzę sobie w ukrywaniu zmęczenia i smutku.
Dzieci widzą więcej, niż myślisz
Od dwóch lat jestem samotną matką. Ojciec Zosi wyprowadził się z naszego życia, a ja zostałam sama z rachunkami, pracą na pełen etat i codziennymi obowiązkami. Każdy dzień to walka o to, żeby wszystko jakoś funkcjonowało. Przyznaję – często czuję się zmęczona, a łzy są moim cichym towarzyszem w nocy, gdy dzieci już śpią.
Zawsze jednak myślałam, że moje dzieci tego nie zauważają. Uważałam, że skoro mam siłę chodzić do pracy, gotować obiady i pomagać przy odrabianiu lekcji, to wystarczy. Ale nie wystarcza. Dzieci, nawet te najmniejsze, widzą więcej, niż sądzimy. A Zosia udowodniła mi to swoim listem.
Tamtego wieczoru, gdy Zosia zasnęła, długo nie mogłam zasnąć. Każda jej linijka wracała do mnie jak echo. Wiedziałam, że coś muszę zmienić. Moje dziecko nie powinno martwić się o to, czy mama jest szczęśliwa. Ono powinno czuć się kochane, zaopiekowane i beztroskie, a nie rozważać, jak "naprawić" rodzica.
To był moment, który zmusił mnie do przemyślenia, co robię źle. Zrozumiałam, że zapędziłam się w perfekcjonizmie i codziennej walce. Chciałam zapewnić dzieciom wszystko, co najlepsze, ale zapomniałam, że najlepsze to po prostu być – naprawdę być obecna, z uśmiechem i spokojem.
Zabiegana matka może być szczęśliwa
Postanowiłam, że w tym roku święta będą inne. Przede wszystkim obiecałam sobie, że nie będę robić wszystkiego sama. Poprosiłam mamę i przyjaciółkę o pomoc przy przygotowaniach. Zamiast wydawać pieniądze na kolejne rzeczy, których wcale nie potrzebujemy, planujemy wieczory gier i wspólne oglądanie bajek.
Najważniejsze jednak jest to, że pracuję nad sobą. Przestałam brać nadgodziny i codziennie wieczorem staram się znaleźć chwilę, żeby pobawić się z dziećmi lub poczytać im książkę. Wiem, że nie zmienię wszystkiego od razu, ale robię krok po kroku.
Zosia nauczyła mnie czegoś bardzo ważnego – czasem trzeba spojrzeć na świat oczami dziecka, żeby zrozumieć, co naprawdę jest ważne.
Monika