"Piszę do Was z serca pełnego żalu i rozczarowania, czyli w sprawie mojego żołądka, który od tygodni pragnie jednego – porządnego, tradycyjnego schabowego z ziemniakami i kapustą. Moja żona, dotąd mistrzyni polskiej kuchni, która z pasją przygotowywała smakowite pierogi, aromatyczne bigosy czy wspomniane już schabowe, nagle odkryła nowe hobby: nowoczesną kuchnię fusion. A wszystko to za sprawą modnego kursu gotowania, na który zapisała się kilka miesięcy temu. Tak bardzo chciałbym ją przekonać do powrotu do gotowania tego, co lubię".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Żona zapisała się na kurs nowoczesnego gotowania
Żałuję, że żona odkryła tę nowoczesną kuchnię fusion. Na początku pomyślałem, że to świetnie. Może nauczy się nowych przepisów i będzie mi serwować coś nowego i ciekawego. Jakże się pomyliłem. Zamiast urozmaicenia tradycyjnego menu, z dnia na dzień z naszej kuchni zniknęły wszystkie smaki dzieciństwa, a w ich miejsce pojawiły się przedziwne potrawy.
Kiedyś niedzielny obiad był celebracją. Pachnące mięso, złocista panierka, chrupiąca kapusta – niczego więcej nie trzeba było, by poczuć się jak w domu. Teraz na stole lądują rolki z surową rybą, ryżem i jakimś dziwnym zielonym „kleksem”, który, jak się okazało, to wasabi. Żona z dumą oznajmiła, że to „zdrowe, lekkie i modne”.
Równie traumatyczne przeżycie miało miejsce, gdy w sobotni poranek oczekiwałem na swoją ulubioną jajecznicę z boczkiem, a zamiast tego dostałem „kanapkę” na chlebie z migdałowej mąki z pastą z awokado. Zawiodłem się nie tylko na smaku, ale i na koncepcji. Kanapka powinna mieć skórkę chrupiącą, a wnętrze miękkie, a nie przypominać coś, co można by nazwać eksperymentem chemicznym.
Zupy to było nasze codzienne danie. Żurek, rosół, barszcz — każda z nich miała swoje miejsce i czas. Tymczasem teraz królują „kremy”. Krem z batatów, krem z marchewki z imbirem, a nawet krem z czegoś, co żona nazwała „dynią piżmową”. Dla mnie to nie jedzenie, tylko bardziej jakaś sztuka nowoczesna. Wszystko jest w jednym kolorze, jednolitej konsystencji, i brakuje w tym charakteru. Chciałbym móc znowu zanurzyć łyżkę w bulionie, w którym pływają kawałki warzyw i mięsa, jak natura chciała.
Ja i dzieci tęsknimy za schabowym
Oj, jak ja tęsknię za ukochanym schabowym. Zresztą nasze dzieci też. Niestety, ale córka i syn również patrzą z niechęcią na te nowe wynalazki. Często przynoszę im kotlety od mojej mamy, żeby chociaż raz w tygodniu zjadły coś porządnego. Dzieci tęsknią za plackami ziemniaczanymi, a dostają „grzybowe risotto” – co, swoją drogą, jest bardziej papką niż posiłkiem.
Zastanawiam się, czy nie popełniłem błędu, pozwalając żonie iść na ten kursu. Doceniam jej chęci i zaangażowanie, ale przecież nie musimy porzucać tego, co nasze, swojskie. Nie rozumiem tej mody na eksperymentowanie z jedzeniem, skoro mamy tak wspaniałą tradycję kulinarną. Schabowy to nie tylko danie – to symbol domu, rodziny i prostoty życia. A co najważniejsze – jest przepyszny.
Z poważaniem,
Tomasz, rozczarowany mąż i wielbiciel schabowego