"Kocham swoją żonę, Ewę, i nigdy nie przestanę jej kochać. Ale muszę się do czegoś przyznać – coraz trudniej mi zaakceptować, jak się ubiera. W domu to dresy, na spacer bluza sprana tak, że ledwo trzyma się w całości, a na wyjście ze znajomymi zakłada to samo, co nosiła pięć lat temu. Czuję się z tym źle, bo chcę, żeby wyglądała dobrze, a przy tym czuła się atrakcyjna. Czasem zastanawiam się, czy to ze mną jest coś nie tak, że mi to przeszkadza, czy może ona kompletnie straciła zainteresowanie sobą?"
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Modna żona, o której marzę
Ewa zawsze była dla mnie piękna. Gdy ją poznałem, zwracała uwagę swoim wyglądem – miała fajne stylówki, lubiła się ubierać modnie i z klasą. Pamiętam, jak podobały mi się jej sukienki, jaką miała radość z kupowania nowych ubrań. Ale odkąd urodziły się dzieci, wszystko się zmieniło.
Rozumiem, że życie to nie pokaz mody. Sam nie jestem ikoną stylu, ale staram się wyglądać schludnie i dobrze, zwłaszcza gdy wychodzimy gdzieś razem. Tymczasem Ewa chyba przestała przywiązywać wagę do swojego wyglądu. Na każdą okazję zakłada te same rzeczy – sprane jeansy, rozciągnięte swetry albo tę samą bluzę, którą nosi po domu.
Nie chodzi mi o to, że powinna wydawać fortunę na ubrania. Wcale nie. Ale chciałbym, żeby czasem spróbowała się trochę odświeżyć. Zrobić coś dla siebie, a przy okazji dla nas jako pary.
Jej styl to dres i bluza. A ja marzę o czymś więcej
Problem staje się szczególnie widoczny, gdy wychodzimy gdzieś razem. Raz zaprosiłem ją na kolację z moimi kolegami z pracy. Chciałem, żeby czuła się wyjątkowa, więc zarezerwowałem fajne miejsce. A ona przyszła w zwykłym dresie i trampkach. Wszyscy byli elegancko ubrani, a ja miałem wrażenie, że nasz strój mówi:
Nie pasujemy tutaj.
Innym razem poszliśmy na wesele. Ewa założyła sukienkę, którą miała na sobie już na trzech innych rodzinnych imprezach. Kiedy powiedziałem, że może czas pomyśleć o czymś nowym, tylko się obruszyła i rzuciła, że "nie ma na to czasu ani potrzeby".
Chciałbym, żeby to było inaczej. Żeby Ewa czasem spojrzała w lustro i pomyślała:
Wow, wyglądam świetnie.
Nie tylko dla mnie, ale też dla siebie. Przecież kiedyś tak robiła.
Frustracja narasta, ale nie wiem, jak jej to powiedzieć
Najgorsze jest to, że nie wiem, jak z nią o tym rozmawiać. Próbowałem delikatnie zasugerować, że może warto kupić sobie coś nowego. Nawet zaproponowałem, że pójdziemy razem na zakupy. Ale ona za każdym razem odsuwa temat. Mówi, że ubrania nie są ważne, że liczy się wnętrze, a nie to, co na zewnątrz.
Nie chcę jej urazić ani sprawić, że poczuje się gorsza. Wiem, ile ma na głowie – praca, dom, dzieci. Ale czy to oznacza, że powinna całkiem rezygnować z siebie? Chciałbym, żeby widziała w sobie kobietę, którą ja wciąż widzę – piękną, pewną siebie i atrakcyjną.
Czuję, że jestem rozdarty. Z jednej strony wiem, że wygląd to nie wszystko. Z drugiej, naprawdę mnie to frustruje, gdy idziemy gdzieś razem, a ja czuję się jakbyśmy byli z dwóch różnych światów.
Chcę widzieć żonę w nowej odsłonie
Nie wiem, co zrobić, żeby Ewa zobaczyła, jak bardzo mi na tym zależy. Może problem leży w tym, że boi się zmian, albo po prostu nie czuje potrzeby niczego zmieniać? A może ja przesadzam, oczekując od niej czegoś, czego nie chce mi dać?
Kocham ją i chcę dla niej jak najlepiej. Chcę, żeby była szczęśliwa i czuła się piękna. Ale czasem czuję, że jeśli nie porozmawiamy szczerze, ta sprawa będzie coraz bardziej nas dzielić.
Czy inni faceci też tak mają? A może to ja jestem jedyny, któremu przeszkadza styl żony?
- Marek