"Nie wiem, co się dzieje z tym światem, ale w szkole mojego syna Michała ostatnio przekraczają wszelkie granice. Składki na wszystko są już normą – na wycieczki, na teatrzyki, na jakieś dodatkowe atrakcje. Ale kiedy przyszła wiadomość o składce na mikołajkowe prezenty – 80 zł od dziecka – to myślałam, że ktoś się pomylił. Oni naprawdę myślą, że wszyscy rodzice pływają w pieniądzach".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Czy to jeszcze Mikołajki, czy pokaz luksusu
Kiedy byłam dzieckiem, prezenty na Mikołaja w szkole to były drobnostki – czekolada, paczka żelków, może jakaś kolorowanka. I to wystarczyło! Dzieci były szczęśliwe, a rodzice nie musieli się martwić, jak to sfinansować.
Dzisiaj szkoły urządzają z Mikołajek jakieś pokazówki. 80 zł na jedno dziecko - a co oni chcą za to kupić? Konsolę do gier? Zestaw LEGO? Przecież to absurd. Czasem mam wrażenie, że presja na takie składki wychodzi nie od dzieci, ale od dorosłych, którzy chcą, żeby wszystko było "na bogato".
Nie każdy rodzic może sobie na to pozwolić
Rozumiem, że są rodzice, którzy mogą zapłacić bez problemu, ale co z tymi, którzy liczą każdą złotówkę? W naszej klasie jest kilka rodzin, które naprawdę mają trudną sytuację finansową. Czy ktoś pomyślał o tym, jak oni się czują, gdy słyszą takie kwoty?
Przecież Mikołajki powinny być radosnym dniem dla dzieci, a nie stresującym wydatkiem dla rodziców. Pamiętam, jak na zebraniu w zeszłym roku jedna mama powiedziała, że nie stać jej na składkę. Wszyscy zaczęli krzywo patrzeć, jakby to była jej wina, że nie zarabia tyle, co inni.
canva.com
Co mnie najbardziej irytuje, to fakt, że takie decyzje zapadają bez konsultacji z rodzicami. Dostajemy tylko SMS-a:
Prosimy o wpłatę 80 zł na prezenty mikołajkowe.
Koniec tematu. Nikt nie pyta, czy to dobra kwota, czy mamy na to zgodę.
Czy naprawdę nie można kupić dzieciom czegoś skromniejszego, co i tak sprawi im radość? Nie chodzi o to, żeby wydawać fortunę, tylko żeby stworzyć miłą atmosferę. Ale chyba niektórzy zapomnieli, o co tak naprawdę chodzi w takich świętach.
Coraz więcej rodziców mówi: dość
Rozmawiałam z kilkoma mamami z klasy Michała i wszyscy jesteśmy wściekli. Jedna z nich powiedziała:
To już nie są Mikołajki, tylko jakieś zawody, kto da więcej pieniędzy.
Inna dodała, że czuje się zmuszona do wpłat, bo nie chce, żeby jej dziecko czuło się gorsze.
Wielu rodziców zaczyna otwarcie mówić, że nie zgadza się na takie kwoty. Jedna z mam zaproponowała, żeby zorganizować paczki we własnym zakresie, ale wychowawczyni stwierdziła, że to "skomplikuje całą organizację". Naprawdę? A może po prostu chodzi o wygodę dorosłych?
Canva
Czas wrócić do prostych rozwiązań
Chciałabym, żeby ktoś w końcu zrozumiał, że dzieci nie potrzebują drogich prezentów, żeby cieszyć się świętami. Liczy się atmosfera, wspólne chwile i drobne gesty. Mikołajki to nie wyścig na wydatki, tylko okazja do pokazania, że pamiętamy o sobie nawzajem.
Mam nadzieję, że inni rodzice też się odezwą i pokażą, że nie zgadzają się na takie absurdalne składki. Bo jeśli nic z tym nie zrobimy, to za kilka lat Mikołajki w szkołach będą kosztować więcej niż rodzinne święta w domu.
Joanna