"Jako kierowca zawodowy często jestem w trasie i rzadko widuję rodzinę. Moja praca pozwala mi utrzymać dom, ale odbiera mi to, co najważniejsze – czas z bliskimi. Mojego wnuczka, Antka, widuję kilka razy w miesiącu, a mimo to staram się, żeby wiedział, że dziadek zawsze o nim pamięta. Kiedy na stacji benzynowej zobaczyłem promocję na maskotki, pomyślałem: 'To coś, co mogę zrobić dla niego'".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Prezent, który miał pokazać moją miłość
Zacząłem zbierać naklejki, a każda kolejna była dla mnie krokiem bliżej do zobaczenia uśmiechu mojego wnuka. Nie spodziewałem się jednak, że ten prezent zakończy swoją historię w tak bolesny sposób.
Przez dwa miesiące tankowałem więcej niż zwykle, kupowałem rzeczy, których normalnie bym nie kupił, i pytałem znajomych na innych stacjach, czy nie mają wolnych naklejek. Kiedy w końcu udało mi się zdobyć wszystkie punkty, czułem dumę. Wybrałem piękną maskotkę – szarego królika z dużymi oczami, bo wiedziałem, że Antek uwielbia takie zabawki.
Gdy wręczyłem mu prezent, jego radość była bezcenna. Przytulił królika, zabrał go do swojego pokoju i od razu zaczął wymyślać dla niego imiona. Czułem, że choć jestem daleko, zrobiłem coś, co nas zbliżyło.
"To tylko maskotka" – tłumaczyła synowa
Kilka dni później, będąc znowu w trasie, zadzwoniłem do mojego syna, Michała, żeby zapytać, jak Antek bawi się swoją maskotką. W odpowiedzi usłyszałem coś, co kompletnie mnie zaskoczyło:
Aaa, ten królik? Monika dała go kotu do zabawy. Powiedziała, że Antek ma za dużo zabawek.
Nie mogłem w to uwierzyć. Jak to – zabawka, na którą tak ciężko pracowałem, została po prostu rzucona kotu?! W jednej chwili poczułem, że cały mój wysiłek i dobre intencje zostały kompletnie zignorowane.
Gdy wróciłem do domu, postanowiłem zapytać synową o całą sytuację. Monika, jak gdyby nigdy nic, powiedziała:
Antek ma tyle maskotek, że już ich nie potrzebuje. A kot lubi mieć coś nowego do gryzienia.
Jej słowa były jak policzek.
Starałem się jej wytłumaczyć, że ta maskotka była dla mnie czymś więcej – że to był mój sposób na okazanie wnuczkowi miłości, skoro nie mogę być przy nim tak często, jak bym chciał. Ale Monika tylko wzruszyła ramionami i odpowiedziała:
Przecież to tylko pluszak. Nie przesadzaj.
Brak zrozumienia, który boli
To nie była tylko zabawka. To był symbol mojego zaangażowania i miłości do wnuczka, którego tak rzadko widuję. Monika nie rozumiała, jak wiele dla mnie znaczyło to, że mogłem zobaczyć jego uśmiech, choćby przez chwilę. Czułem, jakby moje wysiłki były niczym – jakby to, co zrobiłem, w ogóle się nie liczyło.
Rozmawiałem o tym z Michałem, ale on unikał tematu. Powiedział coś w stylu:
Tato, nie przejmuj się, to tylko maskotka. Antek i tak ma wiele innych rzeczy.
Ale dla mnie to nie była „tylko maskotka”. To była moja więź z wnuczkiem.
Nie chciałem robić z tego wielkiej kłótni, ale trudno mi zapomnieć o tym, co się stało. Czuję, że Monika w ogóle nie szanuje mojego wkładu w życie Antka. Nie oczekuję pochwał ani podziękowań, ale chciałbym, żeby choć trochę doceniono to, co robię, mimo że tak rzadko jestem w domu.
Ta sytuacja sprawiła, że zacząłem zastanawiać się, czy dalej angażować się w takie gesty. Czy moje wysiłki naprawdę są tego warte, skoro nikt ich nie docenia? Z drugiej strony wiem, że robię to dla Antka, a nie dla synowej.
Stanisław