"Wszystko zaczęło się od momentu, gdy Tomek dostał podwyżkę. Ucieszyłam się, bo w ostatnich latach nasz budżet był napięty. Gdy dzieci rosły, wydatki były ogromne, a ja pracowałam na pół etatu, żeby być w domu, gdy wracają ze szkoły. Gdy powiedział mi o wyższym wynagrodzeniu, pomyślałam, że w końcu odetchniemy i może nawet odłożymy trochę na wakacje czy remont. Jednak kiedy zasugerowałam, żeby dołożył więcej do wspólnych wydatków, jego reakcja kompletnie mnie zaskoczyła".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Sugestia, która wywołała burzę
Przy kolacji, na luzie, powiedziałam:
Skoro teraz zarabiasz więcej, może mógłbyś przeznaczać trochę więcej na opłaty i jedzenie? Ja mogłabym wtedy odłożyć coś na przyszłość albo przestać się martwić o każdą złotówkę.
Wydawało mi się, że to oczywiste. Tomek tylko spojrzał na mnie, odłożył widelec i rzucił:
Dlaczego mam dawać więcej? Przecież zawsze starczało. A poza tym, to moje pieniądze.
Miałam wrażenie, że nie słyszę dobrze. Jego pieniądze? Czy on nie rozumie, że jesteśmy małżeństwem i wszystko robimy razem? Po tym, jak przez lata dbałam o dom, dzieci i jego komfort, jego słowa były dla mnie jak cios prosto w serce.
canva.com
Mąż kontra "mój budżet"
Tomek od zawsze był człowiekiem praktycznym. Wydawało mi się, że dobrze dzielimy obowiązki – ja zajmowałam się domem i dziećmi, a on zarabiał. Ale nigdy wcześniej nie powiedział wprost, że traktuje swoje pieniądze jak coś oddzielnego od naszego życia. Jego słowa zaczęły otwierać mi oczy na to, że być może przez te wszystkie lata miałam inne wyobrażenie o naszym małżeństwie niż on.
Próbowałam spokojnie mu wytłumaczyć:
Tomek, przecież to dla nas. Nie mówię, że masz oddać wszystko, ale skoro mamy więcej, to czemu nie możemy wspólnie lepiej tym zarządzać?
Ale on tylko wzruszył ramionami i powiedział:
Bo tak mi pasuje.
Canva
Pieniądze zmieniają ludzi
Od tamtej rozmowy zaczęłam zauważać, jak bardzo się zmienił. Zawsze myślałam, że pieniądze nie mają dla niego dużego znaczenia, a jednak zaczął mówić o nich w dziwny sposób – jakby były jego trofeum. Zaczęło mnie to irytować, bo to ja przez lata oszczędzałam na wszystkim, żebym mogła zapewnić nam spokój.
Tomek zaczął też wydawać więcej na siebie – drogie gadżety, nowe ubrania. Gdy zapytałam, czy możemy w końcu wydać coś na nową pralkę, bo nasza ledwo działa, odpowiedział:
Pralka to twój problem, ja nie robię prania.
Naprawdę nie wierzyłam w to, co słyszę.
Przez kilka dni byłam w szoku. Czy to ten sam Tomek, który kiedyś pomagał mi z dziećmi i mówił, że rodzina jest najważniejsza? Zaczęłam zastanawiać się, czy to ja przesadzam, czy po prostu wcześniej byłam ślepa na to, jaki jest naprawdę.
Zrozumiałam jednak, że jeśli czegoś nie zmienię, to nasze małżeństwo stanie się tylko współdzieleniem przestrzeni, a nie prawdziwym partnerstwem. Nie chcę żyć z kimś, kto nie traktuje mnie poważnie ani nie chce dzielić ze mną życia – we wszystkim, także finansach.
W końcu postanowiłam, że musimy o tym porozmawiać raz jeszcze. Usiadłam z Tomkiem i powiedziałam wprost, że jego postawa mnie rani i że jeśli chcemy dalej być razem, to musimy wrócić do tego, co kiedyś nas łączyło – do poczucia wspólnoty. Czy coś się zmieni? Nie wiem. Ale wiem, że nie pozwolę, żeby pieniądze zniszczyły to, co budowaliśmy przez tyle lat.
Renata