"To drzewo rośnie w moim ogrodzie od lat. Sadził je mój tata, kiedy byłam jeszcze dzieckiem. Teraz sąsiadka żąda, żebym je wycięła, bo 'rzuca cień na jej pomidory'. Zawsze starałam się żyć w zgodzie z sąsiadami, ale to dla mnie zbyt wiele. Czuję, że każda rozmowa z nią to próba sił. Czy naprawdę muszę rezygnować z czegoś, co kocham, tylko po to, żeby zadowolić innych?"
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Żądania sąsiadki
W naszym ogrodzie rośnie ogromny klon, który jest prawdziwą dumą naszej rodziny. Posadził go mój tata, kiedy przeprowadziliśmy się do tego domu. Byłam wtedy mała, ale pamiętam, jak razem podlewaliśmy to małe drzewko, a tata tłumaczył mi, że to "nasze drzewo rodzinne". Przez lata obserwowałam, jak rośnie, zmieniając ogród w miejsce pełne cienia i spokoju.
Klon jest teraz ogromny, majestatyczny. Latem daje nam cień w upalne dni, zimą pięknie wygląda, gdy pokryje go szron. Pod nim odbywały się urodziny moich dzieci, rodzinne grille i ciche wieczory z książką. Nie przesadzę, jeśli powiem, że to drzewo jest częścią mojego życia.
canva.com
Kiedy pani Elżbieta wprowadziła się do domu obok kilka lat temu, sądziłam, że dobrze się dogadamy. Początkowo było miło – wymieniałyśmy uprzejmości przez płot, czasem rozmawiałyśmy o pogodzie. Ale wszystko zmieniło się, kiedy pewnego dnia powiedziała mi, że mój klon "zabiera jej słońce". Myślałam, że to jednorazowa uwaga i sprawa na tym się skończy.
Niestety, było zupełnie inaczej. Pani Elżbieta zaczęła naciskać, żebym wycięła drzewo, bo – jak twierdzi – rzuca cień na jej ogródek i sprawia, że pomidory "nie rosną tak, jak powinny". Najpierw delikatnie sugerowała, potem zaczęła otwarcie żądać. Ostatnio nawet powiedziała, że jeśli sama tego nie zrobię, zgłosi sprawę do gminy.
Dlaczego ja mam stracić, a ona zyskać
Nie mogę pojąć, dlaczego czyjś ogródek miałby być ważniejszy od mojego domu i wspomnień związanych z tym drzewem. Klon jest na mojej działce, nikomu nie przeszkadza, a jego cień to dla mnie coś więcej niż praktyczny aspekt – to historia mojej rodziny.
Najgorsze jest to, że pani Elżbieta wcale nie próbuje zrozumieć, co to drzewo dla mnie znaczy. Jej zdaniem to tylko "przeszkoda", którą można po prostu wyciąć. Tymczasem dla mnie klon to coś, co łączy mnie z przeszłością i daje poczucie spokoju w dzisiejszym zabieganym świecie.
canva.com
Granice ustępstw
Zawsze starałam się być dobrą sąsiadką. Nie robiłam problemów, kiedy pani Elżbieta urządzała głośne przyjęcia na swoim tarasie. Przymykałam oko na to, że jej pies notorycznie wchodzi do naszego ogrodu i rozkopuje rabaty. Ale tym razem czuję, że prosi o zbyt wiele.
Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach ludzie często przekraczają granice, wymagając od innych, by dostosowali się do ich potrzeb. Oczywiście, sąsiedztwo to kwestia kompromisów, ale czy naprawdę muszę rezygnować z czegoś, co kocham, żeby dogodzić komuś innemu?
Choć rozmowy z panią Elżbietą stają się coraz bardziej napięte, wiem jedno – nie wytnę mojego klonu. To drzewo jest dla mnie symbolem rodziny, tradycji i wszystkiego, co ważne. Każdy z nas ma prawo do swojej przestrzeni i tego, co sprawia, że czuje się dobrze we własnym domu.
Wiem, że pani Elżbieta może próbować różnych sposobów, by wywrzeć na mnie presję, ale nie zamierzam się poddać. Moje drzewo zostaje, niezależnie od tego, ile pomidorów wyda jej ogródek w tym roku.
Urszula