"Decyzja o dużej rodzinie była dla nas czymś naturalnym. Z mężem zawsze marzyliśmy o domu pełnym śmiechu, miłości i dziecięcych rozmów. I tak się stało. Mamy piątkę wspaniałych dzieci, które są dla nas całym światem. Jednak zamiast spotykać się z uznaniem czy chociażby neutralnością, ciągle słyszymy krytykę. Obcy ludzie liczą nasze wydatki, wypytują o "socjal", a nawet sugerują, że nasze życie jest pomyłką".
Każdy ma coś do powiedzenia
Nie ma dnia, żeby ktoś nie skomentował naszej rodziny. W sklepie, na placu zabaw, a nawet w urzędzie – zawsze znajdzie się ktoś, kto patrzy na nas z niedowierzaniem, a potem rzuca: „Ile wy macie dzieci?!”. Gdy odpowiadam, że pięcioro, widzę reakcje, których nigdy nie zapomnę. Jedni się śmieją, drudzy unoszą brwi, a jeszcze inni otwarcie zadają pytania, które przekraczają wszelkie granice.
Ostatnio usłyszałam od starszej pani w kolejce:
I po co wam tyle dzieci? To musi kosztować fortunę! Dajecie sobie w ogóle radę?
Zrobiło mi się przykro, ale jednocześnie pomyślałam, że to tak naprawdę codzienność, z którą muszę się mierzyć. Najbardziej boli mnie to, że ludzie nie widzą w naszej rodzinie miłości i radości, tylko problemy i liczby.
canva.com
Każdy "zna się" na naszym życiu lepiej niż my sami. Ludzie pytają, jak dajemy sobie radę finansowo, czy żyjemy "na 500+" albo jak planujemy wysłać tyle dzieci na studia. Oczywiście nikt nie pyta z troski, tylko z ciekawości albo z przekąsem. To, że oboje z mężem ciężko pracujemy, żeby zapewnić dzieciom wszystko, czego potrzebują, nie ma dla nich znaczenia. W ich oczach duża rodzina to zawsze problem.
Nawet znajomi potrafią rzucić coś, co mnie boli.
Nie macie chyba życia dla siebie z tą piątką.
Nie lepiej było poprzestać na dwójce?
Jak wy ogarniacie ten chaos?
Czasem odpowiadam, czasem milczę, ale zawsze czuję, że takie komentarze są po prostu nie na miejscu.
Nasze dzieci to nie liczby
Dla mnie każde z naszych dzieci to największy dar, a nie koszt czy problem logistyczny. Gabryś, Karolina, Ola, Natalia i mały Kubuś – każde z nich jest inne, każde wyjątkowe. Gabryś jest małym artystą, który uwielbia rysować komiksy. Karolina biega za piłką i marzy, żeby grać w reprezentacji. Ola jest marzycielką, która kocha książki, a Natalia to nasza mała aktorka, która potrafi rozśmieszyć całą rodzinę. No i Kubuś – nasz najmłodszy, zawsze z uśmiechem na twarzy.
Ludzie widzą w nas tylko liczbę: pięcioro dzieci. Ale nie dostrzegają tych pięknych, małych światów, które tworzą naszą rodzinę. Jak się chce, to naprawdę nie tak trudno to zrozumieć.
Zdarza się, że ktoś bez cienia wstydu rzuca uwagę o pieniądzach. "Tyle dzieci to pewnie tylko dla socjalu, co?". Nie wiem, jak odpowiadać na takie komentarze. Gdy próbuję tłumaczyć, że oboje pracujemy, że radzimy sobie świetnie, widzę, że te osoby już mają gotowy osąd i nic ich nie przekona.
Prawda jest taka, że nie mamy potrzeby nikomu niczego udowadniać. Ale trudno nie czuć złości, kiedy ludzie sprowadzają nasze życie do pieniędzy i wydatków. Czy miłość i szczęście można naprawdę przeliczyć na złotówki?
canva.com
Nie żałujemy ani jednej decyzji
Każdego dnia, kiedy wracam do domu, widzę uśmiechy moich dzieci i czuję, że nasze życie jest pełne. Jest głośno, jest czasem bałagan, ale jest też mnóstwo miłości. Zawsze marzyłam o dużej rodzinie i nigdy nie żałowałam tego wyboru.
Czy bywa ciężko? Oczywiście. Piątka dzieci to duża odpowiedzialność. Ale to właśnie dzięki nim czuję, że nasze życie jest wartościowe. Ludzie mogą komentować, osądzać i liczyć, ile wydajemy na buty czy podręczniki, ale to nie ma znaczenia. Bo to nie oni wracają do naszego domu pełnego śmiechu, rozmów i małych sukcesów.
Czasem myślę, że niektórzy ludzie po prostu nie potrafią zaakceptować cudzych wyborów. Czy to chodzi o liczbę dzieci, styl życia, pracę, czy cokolwiek innego – zawsze znajdzie się ktoś, kto skomentuje. Ale w końcu przestałam się tym przejmować.
Mamy swoje życie, swoją miłość i swoją codzienność. To wystarczy. Nie potrzebujemy aprobaty obcych ludzi. A ich komentarze? Są jak hałas w tle – już dawno przestały robić na mnie wrażenie.
Joanna