"Nie ukrywam, że lubię mieć porządek wokół siebie i dobrze gotować – to są rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, gdy mam na nie czas i ochotę. Jednak trudno jest pogodzić pracę zawodową, obowiązki domowe i chwile dla siebie. A że oboje pracujemy na pełny etat, uznałam, że warto rozważyć wynajęcie kogoś do pomocy w sprzątaniu. Mąż jednak uznał, że sama sobie świetnie radzę".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Chciałam, abyśmy z mężem wynajęli sprzątaczkę
Czuję, że muszę podzielić się swoimi doświadczeniami jako młoda żona, która zderzyła się z dość nietypowym „komplementem” ze strony męża. Pewnego wieczoru, podczas kolacji, postanowiłam porozmawiać z moim mężem o wynajęciu sprzątaczki. Wydawało mi się to rozsądne – dzięki takiej pomocy mogłabym zaoszczędzić czas, który spędzam na porządkach.
Jego reakcja zaskoczyła mnie. Z uśmiechem na twarzy powiedział:
Ale sprzątaczka nam nie jest potrzebna. Ty przecież świetnie sobie radzisz z ogarnianiem domu, a do tego gotujesz lepiej niż niejeden szef kuchni.
Na początku pomyślałam, że żartuje. Gdy jednak zobaczyłam, że mówi to całkiem poważnie, poczułam się dziwnie. Z jednej strony miło było usłyszeć komplement, ale z drugiej strony zaczęłam zastanawiać się, czy przypadkiem nie oznacza to, że cała odpowiedzialność za dom ma spoczywać na moich barkach.
Próbowałam mu wytłumaczyć, że moja propozycja nie wynika z braku chęci czy zdolności, ale z potrzeby odciążenia mnie. Przecież wynajęcie sprzątaczki nie oznacza, że przestaję dbać o dom, tylko że zyskuję więcej czasu na to, co naprawdę ważne. On jednak upierał się przy swoim:
Ale my nie potrzebujemy pomocy. U nas zawsze jest czysto i przyjemnie, a ja uwielbiam twoje obiady. Nie ma sensu płacić komuś za coś, co ty robisz tak świetnie.
- jego logika była, delikatnie mówiąc, nieco kulawa.
Canva
Mąż woli, żebym to ja zajmowała się domem
Zaczęłam analizować, dlaczego on woli, żebym to ja zajmowała się domem. Być może uważał, że to moja „naturalna rola” jako żony. A może naprawdę nie widział problemu, bo domowe obowiązki wydawały mu się tak dobrze realizowane, że nie dostrzegał, ile wysiłku to kosztuje.
Nie chcę narzekać na mojego męża, bo ogólnie jest wspierający i stara się pomagać, kiedy go o to poproszę. Jednak ta sytuacja pokazała mi, jak głęboko zakorzenione mogą być pewne stereotypy. Kiedyś słyszałam powiedzenie, że jeśli robisz coś dobrze, ludzie przestają to zauważać. I właśnie to mnie spotkało. Mój mąż przyzwyczaił się do tego, że dom jest zadbany, a obiady smaczne, i zaczął to traktować jako coś oczywistego, bez zastanawiania się, ile pracy za tym stoi.
Piszę do Was, żeby się pochwalić, że ja się na takie traktowanie godzić nie będę. Postanowiłam dziś znowu porozmawiać z mężem, ale tym razem postawię na swoim.
Na koniec chciałabym dodać, że każda para musi znaleźć własny sposób na organizację życia domowego. Nie ma jednej uniwersalnej odpowiedzi, ale warto pamiętać, że żadne małżeństwo nie opiera się na „naturalnych rolach” – opiera się na współpracy, szacunku i wzajemnym wsparciu.
Magda