"Ona się codziennie spóźnia, szef to ignoruje, a ja mam ochotę naskarżyć"

"Ona się codziennie spóźnia, szef to ignoruje, a ja mam ochotę naskarżyć"

"Ona się codziennie spóźnia, szef to ignoruje, a ja mam ochotę naskarżyć"

canva.com

"Każdego dnia w pracy staram się być na czas, mimo korków, nerwowych poranków i dzieci, które trzeba odwieźć do szkoły. Tymczasem moja koleżanka Kasia regularnie wchodzi do biura pół godziny spóźniona, jakby nie obowiązywały jej żadne zasady. Co gorsza, szef zupełnie nic z tym nie robi. Coraz bardziej czuję, że ta sytuacja to nie tylko irytacja – to po prostu niesprawiedliwość".

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Reklama

Codzienny rytuał spóźnień

Pierwsze spóźnienie Kasi zbyłam machnięciem ręki. Każdemu może się zdarzyć gorszy dzień. Drugie też – no, może korek albo problem z autobusem. Ale kiedy po miesiącu zauważyłam, że Kasia spóźnia się codziennie, zawsze o te same 20, 30 minut, a czasem nawet dłużej, przestałam to traktować jako wypadek.

Wyglądało to zawsze tak samo. Punktualni pracownicy zdążyli już wypić kawę i ruszyć do swoich zadań, a wtedy w drzwiach pojawiała się Kasia – w płaszczu, z kubkiem kawy w ręku i uśmiechem, jakby mówiła: „Hej, oto jestem! Co tam u was?”. Bez śladu przeprosin czy wstydu. Na początku nawet próbowałam jej współczuć – może zmaga się z czymś trudnym, o czym nie wiemy? Ale wtedy usłyszałam ją w kuchni, jak mówi do koleżanki:

Reklama

Wiesz, nie jestem rannym ptaszkiem, zawsze wolę pospać trochę dłużej.

Przestałam czuć współczucie.

Kobieta z termicznym kubkiem idzie spóźniona ulicą canva.com

Reklama

Brak reakcji szefa – jeszcze większy problem

Kiedy ktoś notorycznie spóźnia się do pracy, naturalnie oczekujesz, że szef to zauważy. Przecież to jego rola – pilnować, żeby w zespole panowała sprawiedliwość i wszyscy przestrzegali zasad. Tymczasem nasz szef, pan Marek, wydaje się kompletnie nie zwracać na to uwagi. Może dlatego, że Kasia pracuje tu od dawna i mają do siebie dużą sympatię? Lub też po prostu nie chce się angażować w potencjalny konflikt.

Dla reszty zespołu to jak kubeł zimnej wody. Skoro Kasia może sobie pozwolić na spóźnienia, to dlaczego my wszyscy mamy siedzieć w biurze o ósmej. Dla wielu kolegów ta sytuacja stała się tematem szeptanych rozmów na korytarzach.

Reklama

Nie rozumiem, czemu jej to uchodzi na sucho

– powiedziała raz Ewelina, która mieszka za miastem i codziennie wstaje o piątej, żeby zdążyć na czas.

Wszyscy widzą problem, ale nikt nic nie mówi. Milczenie wisi w powietrzu jak napięta struna.

Reklama

Balansowanie na linie

Za każdym razem, gdy widzę Kasię spóźnioną, zastanawiam się, czy powinnam coś z tym zrobić. Z jednej strony, nie chcę być postrzegana jako "ta od donosów". Boję się, że gdyby sprawa wyszła na jaw, Kasia spojrzałaby na mnie jak na zdrajcę, a atmosfera w pracy stałaby się nieznośna.

Ale z drugiej strony, ile można to ignorować? Czy naprawdę powinnam udawać, że mnie to nie dotyczy, skoro mnie to frustruje? Codziennie punktualnie wchodzę do biura, poświęcając swój czas, komfort i niekiedy nawet zdrowy rozsądek, żeby zdążyć. Widok Kasi, która wkracza, jakby miała specjalne przywileje, sprawia, że czuję się jak frajer.

Czasami wydaje mi się, że moje milczenie to ciche przyzwolenie. Jakby powiedzenie: "OK, ja się z tym zgadzam". Ale prawda jest taka, że się nie zgadzam. Czy walczenie o równe zasady dla wszystkich to naprawdę donoszenie?

W biurze kobieta pracuje na dokumentach z klepsydrą na pierwszym planie canva.com

Najbardziej obawiam się tego, jak moje zgłoszenie mogłoby wpłynąć na zespół. Nasza praca w dużej mierze opiera się na współpracy, a atmosfera w biurze to połowa sukcesu. Jeśli nagle wyskoczę z uwagą na temat Kasi, mogę zostać postrzegana jako problematyczna. Ale jeśli nic nie zrobię, frustracja będzie mnie zżerała od środka.

Myślę sobie czasami, że sprawiedliwość to dziwne słowo. Każdy jej chce, ale niewielu ma odwagę się o nią upomnieć. Chcemy, żeby wszystko było "fair", ale nikt nie chce być tym, kto pierwszy podniesie rękę i powie: "Ej, coś tu nie gra".

Może wystarczyłoby delikatnie zasugerować szefowi, żeby przyjrzał się godzinom przyjścia wszystkich pracowników. Może warto podjąć temat w zespole, bez wskazywania palcem na Kasię, ale raczej jako przypomnienie zasad? Nie wiem, czy to dobry pomysł, ale czuję, że coś trzeba zrobić, zanim ta sytuacja jeszcze bardziej się zaogni.

Nie chcę być cichym frajerem

Nie chcę, żeby ta sytuacja mnie definiowała – jako pracownika czy jako osobę. Nie chcę być zapamiętana jako ta, która albo robi afery, albo zgadza się na wszystko, co niesprawiedliwe. Dlatego staram się znaleźć rozwiązanie, które nie zrani Kasi ani nie wywoła konfliktu w zespole.

Dla mnie sprawiedliwość w pracy to fundament, na którym buduje się zaufanie. Jeśli szef nie egzekwuje zasad, a my nie reagujemy na ich łamanie, to gdzie tu miejsce na wzajemny szacunek?

Prawda jest taka, że nikt z nas nie chce być "donosicielem", ale może czasem warto spojrzeć na to z innej perspektywy – nie jako donos, ale jako troska o dobro zespołu. Nie wiem jeszcze, co zrobię, ale wiem jedno: nie mogę tego tak zostawić.

Justyna

Tak udało się Jacusiowi wziąć ślub mimo zakazu: "W Kościele wszystko da się załatwić"
Źródło: AKPA
Reklama
Reklama