"Moja sąsiadka kocha koty, a reszta ulicy musi za to płacić"

"Moja sąsiadka kocha koty, a reszta ulicy musi za to płacić"

"Moja sąsiadka kocha koty, a reszta ulicy musi za to płacić"

canva.com

"Moja sąsiadka, Basia, całym sercem pomaga bezdomnym zwierzętom, co jest piękne i godne podziwu. Problem w tym, że jej działania sprawiają, że nasze osiedle zamienia się w istne pobojowisko. Nie wiem, czy da się znaleźć kompromis między empatią wobec zwierząt a szacunkiem dla sąsiadów. Nasze relacje zaczęły przypominać telenowelę, ale nikt nie czuje się tu zwycięzcą".

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Misja ratowania kotów

Basia to osoba, która nie potrafi przejść obojętnie obok cierpienia zwierząt. Kiedy tylko zobaczy bezdomnego kota na naszej ulicy, od razu wyciąga z domu miskę z jedzeniem.

Reklama

One też chcą żyć, tak jak my!

– mówi z błyskiem w oku, kiedy ktoś próbuje zwrócić jej uwagę, że to nie najlepszy pomysł. Na początku wszyscy patrzyliśmy na to z sympatią. No bo kto by się czepiał kogoś, kto z dobrego serca pomaga tym biednym stworzeniom?

Problem w tym, że z jednego kota zrobiły się trzy. A potem sześć. Teraz w okolicy kręci się ich kilkanaście. Przyzwyczajone do regularnych posiłków pod domem Basi, koty zaczęły zostawiać "pamiątki" na naszych podwórkach, grzebać w śmietnikach i urządzać nocne koncerty, które skutecznie odbierały nam sen. To już nie była tylko kwestia jej dobrej woli – zaczęliśmy odczuwać skutki tej miłości do zwierząt na własnej skórze.

Reklama

Kot karmiony karmą na widelcu canva.com

Reklama

Rosnące napięcia między sąsiadami

Na początku próbowaliśmy podejść do tego spokojnie. Maria z mieszkania obok zaproponowała Basi, żeby postawiła specjalne karmniki dla kotów gdzieś na uboczu, żeby te nie kłębiły się przy domach. Basia jednak oburzyła się na samą sugestię.

Reklama

Co wam przeszkadza kilka kotów? Przynajmniej myszy nie ma!

– odpowiedziała z irytacją. Atmosfera na osiedlu zaczęła się robić coraz bardziej napięta.

Reklama

Ludzie zaczęli szeptać za jej plecami. "Ona nawet nie sprząta po tych kotach!", "To jakieś szaleństwo!", "Ja mam małe dzieci, które boją się tych dzikich zwierząt!" – takie komentarze padały coraz częściej. Kilka osób zaczęło nawet dzwonić do administracji z prośbą o interwencję, ale sprawa utknęła w martwym punkcie, bo Basia uważa, że robi coś dobrego i nikt nie ma prawa jej tego zabronić.

Granica między pomocą a odpowiedzialnością

Prawda jest taka, że wszyscy doceniamy jej dobre serce. Ale czy pomaganie zwierzętom naprawdę musi odbywać się kosztem innych? Nie mam nic przeciwko kotom – sama miałam jednego, kiedy byłam młodsza. Jednak zrozumiałam, że miłość do zwierząt musi iść w parze z odpowiedzialnością. Basia tego chyba nie rozumie.

Kobieta blondynka z kotem na rękach uśmiecha się do kamery Canva.com

Kilka dni temu znowu miała miejsce ostra wymiana zdań. Tomek, nasz sąsiad z naprzeciwka, stracił cierpliwość, kiedy znalazł kota drapiącego jego nowy samochód.

Albo coś z tym zrobisz, albo ja się tym zajmę!

– krzyknął do niej na cały głos. Basia prawie się rozpłakała.

Jak możesz tak mówić? To są żywe istoty!

– odpowiedziała, rzucając mu oskarżycielskie spojrzenie.

Szansa na rozwiązanie konfliktu

Nie wiem, jak skończy się ta cała historia. Z jednej strony rozumiem Basię i jej miłość do zwierząt. Z drugiej – wszyscy mamy prawo do życia w czystości i spokoju. Mam wrażenie, że ten konflikt już dawno przestał być tylko o kotach. To raczej starcie między różnymi światopoglądami: jedni stawiają na empatię, drudzy na porządek.

Próbowałam zorganizować spotkanie sąsiedzkie, żeby wspólnie znaleźć jakieś rozwiązanie. Może Basia mogłaby współpracować z jakąś fundacją, która zajmuje się opieką nad bezdomnymi zwierzętami. Może udałoby się znaleźć dla tych kotów domy. Chciałabym wierzyć, że znajdziemy kompromis, ale na razie emocje wciąż biorą górę.

Basia uważa, że cała ulica jest przeciwko niej, a sąsiedzi są coraz bardziej zdesperowani. Nie wiem, czy to się kiedyś skończy. Ale wiem jedno: to, co zaczęło się jako piękny gest pomocy, teraz dzieli nas bardziej niż cokolwiek innego.

Klaudia

Tak wygląda rodzina twardego Karolka od Jareczka. Jego najmłodsza córeczka skradła show.
Źródło: Prawo i Sprawiedliwość/YouTube/Screen
Reklama
Reklama
Reklama

Popularne

Reklama