"Rodzina jest ważna – wszyscy to wiemy. Ale to nie oznacza, że mamy godzić się na wszystko w imię 'dobrych relacji. Moja kuzynka Asia traktuje moją szafę jak swoją własną. Pożycza sukienki, bluzki, nawet płaszcz – i nigdy ich nie oddaje. Ostatnio pojawiła się na rodzinnym spotkaniu w mojej ulubionej odświętnej sukience, którą po prostu 'wzięła sobie'. Czuję, że coś we mnie pęka".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
"To tylko ubrania". Ok, ale moje
Asia to moja kuzynka z sąsiedztwa – zawsze byłyśmy blisko. Jako nastolatki dzieliłyśmy się niemal wszystkim: kosmetykami, biżuterią, a czasem ubraniami. Z perspektywy czasu widzę, że dla niej ta zasada "współdzielenia" nigdy się nie skończyła. Problem w tym, że ona "tylko" pożycza, a ja nigdy nie dostaję nic z powrotem.
Zaczęło się niewinnie – pożyczyła bluzkę na randkę. "Oddam ci jutro" – powiedziała. Nigdy jej nie zobaczyłam. Potem przyszła kolej na sweter, sukienkę, a ostatnio… płaszcz na zimę. Co najgorsze, nie pyta już nawet o zgodę. Po prostu wchodzi do mojej sypialni, grzebie w szafie i bierze to, co jej się podoba.
Zawsze starałam się to ignorować. Myślałam:
To tylko rzeczy, nie warto psuć relacji rodzinnych.
canva.com
Ale ostatnio coś we mnie pękło. Asia przyszła na rodzinne spotkanie w mojej ulubionej sukience – tej, którą kupiłam na specjalną okazję i którą założyłam zaledwie raz. Gdy zapytałam: "Skąd masz tę sukienkę?", odpowiedziała z beztroskim uśmiechem:
Ach, wzięłam ją ostatnio od ciebie. Pomyślałam, że nie będziesz miała nic przeciwko.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież to moje ubranie. Nie wiem, czy to normalne, że kuzynka czuje się upoważniona do korzystania z mojej szafy bez pytania i czy naprawdę mam udawać, że nic się nie stało.
Za każdym razem, gdy zaczynam się denerwować, pojawia się we mnie ten wewnętrzny głos:
Może przesadzasz? Może to faktycznie tylko ubrania?
Ale czy na pewno chodzi tylko o rzeczy - mam wrażenie, że problem leży głębiej.
To, co robi Asia, to przekraczanie granic. Ignoruje moje prawo do decydowania o własnych rzeczach i zakłada, że zawsze będę dla niej "wyrozumiała". A ja czuję się jak frajerka, która nie ma odwagi powiedzieć: "Stop!".
canva.com
"Rodzina" nie oznacza "wszystko wolno"
Zastanawiam się, dlaczego tak trudno jest mi porozmawiać z Asią. Może boję się, że taka rozmowa zepsuje nasze relacje. Bo jeśli powiem jej, co naprawdę myślę, ona się obrazi i zacznie mówić o mnie jako o "małostkowej kuzynce".
Rodzina zawsze była dla mnie ważna. Nie chcę wyjść na konfliktową czy "skąpą". Ale z drugiej strony to nie znaczy, że muszę godzić się na wszystko albo że w imię rodzinnych więzi muszę rezygnować z własnych granic.
Zauważyłam, że temat granic w rodzinie jest trudny dla wielu osób. Z jednej strony chcemy być blisko z naszymi krewnymi, z drugiej – nadużycia takie jak to, co robi Asia, potrafią nas zniechęcić, zmęczyć i zburzyć zaufanie. Drobne „przysługi”, które z czasem zaczynają uwierać, sprawiają, że czujemy się wykorzystywani.
Monika